Poszło jak z płatka. Niecałe dwa miesiące temu prezydent Dmitrij Miedwiediew rzucił hasło do zmian, a już dzisiaj gotowa do podpisania ustawa o poprawkach do konstytucji leży na jego biurku. Gdy złoży pod nią swój podpis, zwycięzca wyborów prezydenckich w 2012 roku wprowadzi się na Kreml na co najmniej sześć lat.
Wczoraj Rada Federacji zatwierdziła wyniki regionalnych głosowań nad poprawkami, które wydłużają kadencję prezydencką z czterech do sześciu, a parlamentarną – z czterech do pięciu lat.
– To przygotowania do powrotu Putina – przekonują komentatorzy. Twierdzą, że były prezydent, któremu obecna konstytucja nie pozwoliła pozostać na Kremlu na trzecią kadencję, chce w ten sposób umożliwić sobie powrót na pierwsze stanowisko w państwie. I to na długo.
– Jestem przekonany, że Putin wróci. Pytanie tylko kiedy – mówi „Rz” publicysta „Kommiersanta” Dmitrij Kamyszew. Oficjalnie wydłużona kadencja ma służyć usprawnieniu pracy prezydenta i parlamentu. – Czteroletnia kadencja nie wystarczy, by zdziałać coś w tak wielkim kraju jak Rosja – tłumaczą zwolennicy zmian.
W Rosji już dawno niczego nie robiono z takim pośpiechem. Najpierw ustawę błyskawicznie zatwierdziły kolejno Duma i Rada Federacji. Potem z głosowaniem uwinęły się 83 regionalne parlamenty. Zajęło im to zaledwie kilka tygodni, choć, jak przypomina opozycja, od oddania ustawy pod głosowanie w lokalnych parlamentach do przekazania jej prezydentowi powinien minąć rok.