– Czytałem, bo nie mogłem spać. Nagle ziemia wydała z siebie potworny jęk, potem groźny rosnący pomruk przechodzący w huk – mówi trzęsącym się głosem 23-letni Andrea z L’Aquili.
– Wszystko zaczęło się trząść i walić. Uciekłem z pokoju, gdy spadał sufit. Cała klatka schodowa runęła, gdy byłem na ulicy. Nie wiem, jakim cudem wyszedłem z tego cało.
Inni, szczególnie w historycznym centrum miasta, podobnie jak w okolicznych miasteczkach, mieli o wiele mniej szczęścia.
Gdy ziemia się zatrzęsła, była około 3.30 rano. Wstrząsy trwały może pół minuty. Epicentrum trzęsienia ziemi o sile 6,3 stopnia w skali Richtera znajdowało się 9 km od L’Aquili na głębokości zaledwie 8 km. Dlatego wywołało tak potworne skutki. Średniowieczne i renesansowe kamieniczki, które zachwycają turystów, stały się pułapką, bo wspierają się o siebie. Trzęsienia nie wytrzymało kilka, ale wszystkie runęły jak domki z kart.
Zawalił się też akademik i kilkadziesiąt stosunkowo nowych budynków. 70-tysięczna L’Aquila wyległa w panice na ulice. Niektórzy bez butów, w piżamach i nocnych koszulach. Gołymi rękami wygrzebywali uwięzionych w ruinach. Pierwsze ekipy ratunkowe pojawiły się pół godziny po tragedii.