Iveta Radiczova jest wiceprzewodniczącą najsilniejszego ugrupowania słowackiej opozycji: Unii Chrześciańsko-Demokratycznej (SDKU). W niedawnych wyborach prezydenckich przegrała o zaledwie 10 punktów procentowych z Ivanem Gaszparoviczem. Teraz musi ustąpić ze stanowiska. – To najbardziej wymowny gest polityczny od powstania państwa słowackiego w 1993 roku – powiedział „Rz” politolog Grigorij Mezeżnikov.

Radiczova zagłosowała we wtorek za partyjną koleżankę Tatianę Rosovą, która przewodniczyła rozprawie i nie zdążyła dobiec do swojego miejsca na sali obrad. Głosowano w sprawie nowelizacji ustawy o szkolnictwie, która i tak nie miała szans przejścia ze względu na stanowczą postawę lewicowej koalicji. Deputowani siedzący w pobliżu Radiczovej potwierdzili, że Rosova biegnąc z mównicy, prosiła Radiczovą o oddanie głosu w jej imieniu.

Radiczova miała dziś stanąć przed komisją immunitetową. Choć nie groziło jej wykluczenie z parlamentu, sama zwróciła mandat. – Czuję się podle i nie mam moralnego prawa, by piastować godność posła – oświadczyła. Mikulasz Dzurinda, lider Unii Chrześciańsko-Demokratycznej, wyraził zaskoczenie postawą swojej zastępczyni, przypominając, że nie spotkał się jeszcze z takim przypadkiem.

– Radiczova postąpiła tak, jak powinien zachować się każdy przyzwoity polityk – powiedział wczoraj Dzurinda.

Słowackie media przypominają, że w parlamencie w Bratysławie odnotowano już w przeszłości przypadki podpisywania list poselskich w cudzym imieniu czy głosowania za kolegę lub koleżankę, ale nikt z tego powodu jeszcze nie zwracał mandatu.