Do dramatycznych wydarzeń doszło wczoraj wieczorem. W pobliżu pasa startowego rozegrała się regularna bitwa. Świadkowie mówili o szpalerach żołnierzy w pełnym rynsztunku i kilkudziesięciotysięcznym wzburzonym tłumie. Ponad lotniskiem kołowały śmigłowce. Wojsko początkowo użyło gazu łzawiącego, ale potem oddano strzały z ostrej amunicji.

Według pierwszych danych co najmniej dwie osoby zostały zabite, a kilka innych z ranami postrzałowymi trafiło do szpitali. W tym samym czasie samolot z obalonym ponad tydzień temu prezydentem krążył ponad lotniskiem “szykując się do lądowania”. Prezydent z powietrza wzywał swoich zwolenników do udzielenia mu pomocy w momencie, gdy samolot siądzie na ziemi. Apelował również do armii, aby “okazała lojalność” i przeszła na jego stronę.

Tymczasowe władze Hondurasu w zdecydowany sposób odrzucały jednak możliwość przyjęcia Zelayi z powrotem. Piloci samolotu otrzymali z wieży kontrolnej zdecydowany zakaz lądowania w Tegucigalpie, a następnie ostrzeżenie, że samolot może zostać “przejęty” przez lotnictwo wojskowe. Nie było wątpliwości, że jeżeli mimo to Zelaya zdecyduje się na lądowanie, zostanie aresztowany.

Po trwającej kilka godzin wojnie nerwów prezydent dał za wygraną i zawrócił samolot. Miał wylądować w pobliskim Salwadorze. Wieczorem Manuel Zelaya zapowiedział, że będzie próbował innych sposobów powrotu do kraju. Kryzys w Hondurasie rozpoczął się, gdy wojsko odmówiło prezydentowi poparcia dla referendum, które miało zaopiniować jego projekt zmiany konstytucji. Zelaya, którego kadencja kończyła się w styczniu 2010 roku, chciał sobie zapewnić możliwość wyboru na następną czteroletnią kadencję. Został uprowadzony ze swej rezydencji i wyrzucony do Kostaryki.