W liście do przewodniczącego Konferencji Episkopatu Włoch kardynała Angela Bagnasca Dino Boffo, kierujący gazetą „Avvenire” od 15 lat, napisał: „Nie mogę się zgodzić, aby wokół mojego nazwiska dalej toczyła się wojna na słowa, która wstrząsnęła moją rodziną, a przede wszystkim wzbudza osłupienie wśród Włochów”. I złożył dymisję.
Sprawa od tygodnia bulwersuje i dzieli Włochy. W polemiki i ostrą wymianę zdań wdali się najważniejsi politycy, episkopat, Watykan, nawet polscy hierarchowie – kardynał Stanisław Dziwisz i biskup Tadeusz Pieronek. Włoskie gazety poświęcają jej całe strony.
Wszystko zaczęło się w ubiegły piątek, gdy wydawany przez Paola Berlusconiego (brata premiera Włoch) dziennik „Il Giornale” ujawnił, że w 2004 roku Boffo został skazany na karę grzywny w wysokości 516 euro za telefoniczne prześladowanie kobiety, nawiązujące do stosunków seksualnych z jej partnerem. Zamieszczonej w dzienniku fotokopii wyroku towarzyszyła tajemnicza nota. Wynikało z niej, że Dino Boffo to znany policji homoseksualista, który próbował nakłonić przez telefon kobietę do porzucenia partnera, bo miał z nim romans. Dokument sugerował, że – aby uniknąć skandalu – Boffo miał z własnej kieszeni wypłacić kobiecie znaczną sumę pieniędzy. Naczelny „Il Giornale”, znany publicysta Vittorio Feltri, napisał w artykule redakcyjnym, że jego dziennik rozpoczyna kampanię demaskowania hipokrytów, którzy napominają Silvia Berlusconiego, nie mając do tego moralnego prawa.
Włoscy biskupi, opozycja i niemal cała prasa mówili o haniebnym, brutalnym, ingerującym w życie prywatne ataku na polityczne zamówienie. Wyrażali bezwarunkowe poparcie dla Boffa i solidarność z nim. Sam naczelny „Avvenire” pisał o „barbarzyńskim, dziennikarskim morderstwie”. Jednak zaprzeczając i kontratakując przez sześć dni, nie przedstawił własnej wersji wydarzeń. Drukował za to w „Avvenire” listy czytelników z poparciem dla niego.
Boffo padł poniekąd ofiarą ostrej politycznej kampanii prowadzonej od miesięcy przez włoskie media i opozycję przeciwko Berlusconiemu uwikłanemu w głośny skandal obyczajowy. Sam nie brał aktywnego udziału w nagonce na premiera, ale odpowiadając na listy oburzonych czytelników, głosił, że cierpi z tego powodu, odczuwa dyskomfort i smutek. Domagał się, by premier publicznie się wytłumaczył ze swoich grzechów.