Rakietę „wyśledzili” Norwegowie – w środę rano zauważyli „niezidentyfikowany obiekt latający” i dziwne błyski nad Morzem Białym. Eksperci od razu uznali, że musiał to być rosyjski pocisk. Początkowo Moskwa nie potwierdziła nawet kolejnego testu Buławy, chociaż wiadomo było, że między 7 a 14 grudnia miały się odbyć próby rakietowe. Dzisiaj jednak informacje o nieudanym starcie potwierdziło rosyjskie Ministerstwo Obrony.
W rakiecie, która wystartowała z okrętu podwodnego „Dmitrij Donskoj”, „w następstwie niesprawności w pracy silnika trzeciego stopnia włączyło się urządzenie, które doprowadziło do samozniszczenia” – podano. Pierwsze dwa stopnie rakiety zadziałały normalnie.
37-tonowa Buława, która ma zasięg 9000 km, jest najnowszą rosyjską rakietą balistyczną i ma się docelowo stać podstawą morskich sił strategicznych Rosji jako uzbrojenie nowych atomowych okrętów podwodnych Borej.
Nieudane próby kładą się cieniem na promowanym przez Kreml wizerunku Rosji jako potęgi militarnej i ambitnych planach unowocześniania armii. – Ten projekt jest skazany na klęskę od początku, kiedy konstrukcję rakiety powierzono Moskiewskiemu Instytutowi Technologii Cieplnej, który specjalizuje się w rakietach naziemnych i z oczywistych przyczyn nie zrobi dobrego morskiego pocisku – ocenia ekspert ds. wojskowości Aleksander Chramczychin, znany ze sceptycyzmu wobec Buławy.