Pochodzą z Ghany, Wybrzeża Kości Słoniowej, Mali, Togo, Somalii, Nigerii i Sudanu. Większość to nomadzi – nielegalni imigranci, którzy przypłynęli do Włoch z Libii na rozklekotanych łódkach. W grupie około trzech tysięcy osób podróżują po południowych Włoszech w poszukiwaniu pracy. Zgodnie z kalendarzem zbiorów. Na jesieni pracowali przy winobraniu na Sycylii, tuż przed Bożym Narodzeniem przyjechali do Rosarno w Kalabrii zbierać pomarańcze i mandarynki.
Zamieszkali w opuszczonej fabryce na przedmieściach, bez wody, prądu i elementarnych wygód. Sytuację żyjących w skrajnej nędzy imigrantów wykorzystują miejscowi plantatorzy i trzęsąca Kalabrią mafia – ndrangheta. Za kilkanaście godzin pracy dziennie imigranci dostają 20 euro, z tego pięć muszą oddać organizującym im pracę gangsterom.
[srodtytul]Płonące samochody[/srodtytul]
Miejscowi skarżą się, że przybysze kradną, niszczą, brudzą i śmiecą. W okolicy liczącego 16 tysięcy mieszkańców Rosarno koczuje ich teraz w sumie ponad pięć tysięcy. Pod koniec grudnia grupka młodych ludzi ostrzelała ich obozowisko, ciężko raniąc dwóch mężczyzn z Wybrzeża Kości Słoniowej. W czwartek późnym popołudniem chuligani dwukrotnie ostrzelali z wiatrówki grupę wracających z pracy cudzoziemców. Zranili nielegalnego imigranta z Ghany i mającego azyl polityczny obywatela Togo. Przyglądający się incydentowi mieszkańcy nie reagowali. Pozostali też obojętni na wezwania o pomoc.
Wtedy kilkuset imigrantów ruszyło na miasto, niszcząc wszystko, co napotkali na drodze. Spalili ponad 100 samochodów. Pobili Włoszkę wyciągniętą z auta z dwójką małych dzieci. Powybijali szyby, zdewastowali sklepy i pobili kilkunastu broniących swego dobytku Włochów. Sytuację udało się opanować dopiero przybyłym późną nocą jednostkom antyterrorystycznym.