W soborze św. Wołodymyra pełno ludzi. Stawiają świeczki przed ikonami, modlą się. – Niepokoją się, co będzie z Ukrainą – mówi ojciec Iwan Hryciuk, który podkreśla, że jego dziadek, o nazwisku Walewski, był Polakiem. – I my się modlimy o to, by Ukraina pozostała niepodzielona, by wybory przebiegły demokratycznie. I o błogosławieństwo boże dla prezydenta Wiktora Juszczenki.
Bo sobór wołodymyrski to główna świątynia patriarchatu kijowskiego, jednego z trzech odłamów ukraińskiego prawosławia. A patriarcha Filaret stawia na Juszczenkę. – Zrobił wiele dla niezależności Kościołów. Demokrata, chce integracji z UE – wylicza ojciec Iwan. Choć wskazuje, że czasem powinien być twardszy. – U nas to niektóre złe zjawiska trzeba wyplenić ogniem i mieczem. Na przykład korupcję – mówi.
W cerkwiach podporządkowanych patriarchatowi kijowskiemu, jak to podkreśla ojciec Iwan, nie prowadzi się agitacji. Zresztą do neutralności nawoływała Ukraińska Rada Kościołów. Ale i tak wiadomo, czego chce duchowieństwo. I czego się obawia: jeśli wygra lider prorosyjskiej Partii Regionów Wiktor Janukowycz, będzie popierał drugi odłam ukraińskiego prawosławia. Silny zwłaszcza na wschodzie kraju.
I dlatego zupełnie inny nastrój jest w historycznej Ławrze Peczerskiej, gdzie też schodziło się wczoraj wielu ludzi. Świeczki po hrywnie szybko znikały z pudeł, stawiane przed świętymi obrazami. – Tak, modliłam się za wygraną Janukowycza – mówi kobieta w średnim wieku. Inni pewno też, modląc się za Ukrainę, prosili o wyborcze zwycięstwo ekspremiera i konkurenta Juszczenki podczas pomarańczowej rewolucji.
Księża Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego podporządkowanego patriarchatowi moskiewskiemu nie chcą rozmawiać z polskim dziennikarzem. – Naczalstwo mówi, że wypowiadać się może tylko przedstawiciel metropolity – mówi dyżurny z położonej w ławrze Akademii Duchownej.