28-letni Robert Park trafił do stolicy Chin, skąd jeszcze dziś ma udać się podróż powrotną do USA.
W Pekinie Park nie odpowiadał na pytania dziennikarzy zainteresowanych zarówno kulisami uwolnienia misjonarza, jak i powodami, dla których ponad miesiąc temu zdecydował się on przedostać do komunistycznej Korei.
W pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia misjonarz, który z pochodzenia jest Koreańczykiem, nielegalnie przekroczył granicę Chin z Koreą Północną na zamarzniętej rzece Tumen. Robert Park miał przy sobie listy, adresowane do despotycznego przywódcy Korei Północnej Kim Dzong Ila. Apelował w nich o zamknięcie obozów pracy oraz poszanowanie praw człowieka w Korei Północnej. Według informacji przekazanych przez współpracowników misjonarza - Park zamierzał także nawrócić Kim Dzong Ila na chrześcijaństwo.
Północnokoreańskie władze przed uwolnieniem Parka podały, że mężczyzna wyraził „szczery żal" z powodu zaistniałej sytuacji. Decyzję Phenianu z zadowoleniem przyjęła amerykańska administracja. Według nieoficjalnych informacji, Waszyngton nie negocjował kwestii uwolnienia misjonarza. Północnokoreańskie władze prawdopodobnie potraktowały uwolnienie obywatela USA jako gest dobrej woli w momencie, kiedy negocjowane są warunki powrotu przedstawicieli Phenianu do stołu sześciostronnych negocjacji.