Krwawy atak na moskiewskie metro

Mieszkańców Moskwy sparaliżował strach. Milicja nie ma wątpliwości: to terroryści z Kaukazu - pisze korespondentka "Rz" Justyna Prus

Aktualizacja: 30.03.2010 06:06 Publikacja: 29.03.2010 16:18

Krwawy atak na moskiewskie metro

Foto: AP

Całe życie mieszkałam w Moskwie, 35 lat w tym domu, ale jeszcze nigdy tak się nie bałam – mówi emerytka Anna, która mieszka tuż obok stacji metra Park Kultury, na której eksplodował potężny ładunek wybuchowy. – Po co nam milicja, po co te kontrole na każdym kroku, jeśli do metra spokojnie można wnieść bombę? – pyta.

Wczoraj rano nie słuchała radia – nie wiedziała więc o pierwszym wybuchu na stacji Łubianka. Że w mieście dzieje się coś złego, zorientowała się dopiero po drugim zamachu. Usłyszała dobiegające z ulicy krzyki i dźwięki syren. Za chwilę zaczęły dzwonić telefony.

– Komórki nie działały, więc wszyscy znajomi, którzy usłyszeli o wybuchach w radiu, dzwonili do mnie, bo mieszkam blisko. Pytali, co się stało, ale ja jeszcze nic nie wiedziałam – opowiada. Po chwili przyszła Natalia. – To była żona mojego syna, rzadko mnie odwiedza. Stanęła w drzwiach i powiedziała, że właśnie przeżyła zamach terrorystyczny. Była w szoku – mówi Anna.

[srodtytul]Brązowe twarze[/srodtytul]

Natalia siedziała już w wagonie, który miał ruszyć w stronę stacji Frunzeńska, kiedy po drugiej stronie peronu nastąpił wybuch. – Powiedzieli, że pociąg nie pojedzie. Kazali im wyjść z metra i „nie panikować”. Natalia pamiętała tylko, że z naprzeciwka szli ludzie z „brązowymi twarzami”. To była krew – mówi Anna. Natalię zastanowił jeden szczegół. Gdy wyszła na powierzchnię, pierwszą rzeczą, którą zobaczyła, był sztab ratowników. – Rozumie pani? Tak jakby wiedzieli, że coś się wydarzy – komentuje emerytka.

Pani Anna zapewne przesadza. Szybko przeprowadzona akcja ratunkowa to raczej powód do pochwał dla rosyjskich ratowników. W obu przypadkach już po kilku minutach ekipy były na miejscu, sprawnie ewakuując rannych.

Zamachy sparaliżowały miasto. Rano, kilkanaście minut po informacji o drugim wybuchu, obwodnica Sadowe Kolco wokół centrum pustoszała. Milicja zatrzymywała ruch, żeby przepuścić karetki, straż pożarną i radiowozy. Na ulicy zebrał się tłum ludzi. Wychodzili ze stacji metra i ustawiali się wzdłuż drogi, próbując złapać okazję. Praktycznie każdy z wyciągniętą komórką – nerwowo wybierając numery bliskich i znajomych.

Sieć jednak nie działała. Zazwyczaj, żeby złapać taksówkę w Moskwie, wystarczą dwie minuty. Wczoraj rano ludzie bezskutecznie machali na przejeżdżające samochody. Radio Echo Moskwy informowało, że taksówkarze wyczuli koniunkturę – stawki z 200 – 300 rubli podskoczyły do 3 tys. (ok. 300 zł).

[srodtytul]Byłem tam[/srodtytul]

Najciężej ranni w zamachu zostali ewakuowani helikopterem. Maszyna wylądowała na środku ulicy, między drutami telefonicznymi i kablami dla trolejbusów. Na otoczonym przez funkcjonariuszy placu stały dziesiątki milicyjnych samochodów, karetek i wozów strażackich.

Na stacji Park Kultury przecinają się dwie linie metra – promienista i okrężna. Tę pierwszą zamknięto, ale druga działała jakby nic się nie wydarzyło. Ludzie nieprzerwanym strumieniem wypływali z metra. – Słyszałem o zamachu, ale jak inaczej mam dojechać do pracy? – rzucił jeden z pasażerów.

Wśród nich byli nawet ci sami ludzie, którzy rano ledwo uszli z życiem. Po pracy wracali, żeby znowu wsiąść do metra. – Trochę straszno, ale cóż można zrobić? – mówili. W tym czasie po drugiej stronie ulicy ekipy ratunkowe pakowały do karetek worki z ciałami ofiar. Samochody stały tak, żeby zasłonić zabitych przed wzrokiem ciekawskich.

Aleksander – wysoki, młody chłopak – z trudem odpowiada na pytania. W kilka godzin po zamachu ciągle jest w szoku. Był świadkiem eksplozji – stał już w wagonie po drugiej stronie peronu. – Usłyszałem huk, odwróciłem się i zobaczyłem dym – wspomina. Pamięta rannych ludzi, ale nie wie, jak wyjechał na zewnątrz. Gdy rozmawialiśmy, znowu wchodził do metra. – A mam wyjście?

[srodtytul]Kaukaski ślad[/srodtytul]

Bomba, która eksplodowała na stacji Park Kultury, zabiła 12 osób. Siła wybuchu była ogromna. Według świadków jednego z mężczyzn stojących na peronie wessało do wagonu. Zarówno na Łubiance, gdzie zginęły

24 osoby, jak i na stacji Park Kultury ekipy śledcze znalazły wśród szczątków fragmenty ciał dwóch kaukaskich kobiet i resztki materiałów wybuchowych. To prawdopodobnie dwie „czarne wdowy”, które zdetonowały pasy szahidów. Według jednej z wersji ładunki mogły być zdetonowane z telefonu komórkowego. Dla specjalistów z resortów siłowych werdykt – swoją drogą, wyjątkowo szybki – był jasny: „to zorganizowana akcja północnokaukaskich islamistów”.

„To zwierzęta. Znajdziemy ich i zabijemy” – mówił wieczorem Miedwiediew, składając w towarzystwie żony i mera Moskwy Jurija Łużkowa kwiaty przy łubiańskiej stacji metra. Kilka godzin wcześniej bezlitosną likwidację terrorystów zapowiedział premier Władimir Putin. Głosy apelujące o powstrzymanie się od przedwczesnych oskarżeń pod adresem „północnokaukaskich ugrupowań” nie zostały usłyszane. Jeszcze wczoraj w metrze pobito dwie muzułmanki.

W ulicznych dyskusjach dominowały dwie wersje wydarzeń. Bardziej popularna była ta o „kaukaskim tropie”. Nie brakowało jednak również zwolenników teorii spiskowych. – No, to zaczęła się kampania wyborcza – powiedział mi Timur. – Miedwiediew długo sobie nie porządził. Władimir szykuje się do powrotu.

Wczoraj wieczorem portal informacyjny newsru. com spekulował, że moskiewska milicja mogła wiedzieć o planowanych zamachach już w niedzielę wieczorem. Przedstawiciel milicji Wiktor Biriukow zapewnił jednak, że funkcjonariusze otrzymują codziennie dziesiątki zgłoszeń m.in. o podłożonych ładunkach, zaś wszystkie doniesienia, również te, które otrzymano w niedzielę, zostały sprawdzone.

Dzisiejszy dzień ogłoszono w Moskwie dniem żałoby.

[wyimek]Od 1999 roku w Moskwie doszło do kilkunastu zamachów bombowych. Zdecydowana większość z nich przypisywana jest terrorystom z Kaukazu. Ładunki detonują też skrajni nacjonaliści. [/wyimek]

[ramka]Jerzy Pomianowski, redaktor naczelny „Nowoj Polszy”

Nie podzielam zdania osób, które sądzą, że w tym, co się stało w Moskwie, maczały palce rosyjskie służby specjalne. Jak się dowiadujemy, zamachów dokonały dwie terrorystki, kobiety- -samobójczynie. Nie wyobrażam sobie oficera służb specjalnych, rosyjskich czy jakichkolwiek innych, który poszedłby dobrowol- nie na śmierć, zabijając swoich rodaków. To zupełna fantastyka. Ataków tych nie można więc uznać za celowo sprowokowane czy przygotowane naumyślnie przez kogoś z ekipy Putina.

Zamachy są natomiast dowodem na to, że nawet najsurowsza władza Ramzana Kadyrowa (promoskiewski prezydent Czeczenii – red.) czy innego kacyka w żaden sposób nie gwarantuje bezpieczeństwa zwykłym obywatelom Federacji Rosyjskiej.

I chodzi tu nie tylko o Czeczenię, ale także o Dagestan. Chciałbym mieć nadzieję, iż ludzie stojący obecnie na czele Rosji mają dosyć roztropności i inteligencji, że to zrozumieją. Że spostrzegą, jak niewiele przyniosły represje i odmowa porozumienia z ludźmi, którzy stali na czele autonomistów na Kaukazie. Przyznam jednak szczerze, że sam nie bardzo wierzę w taką zmianę myślenia. Ale może jednak?

Podobnie jak wszelkie zamachy tak i te mogą wpłynąć negatywnie na autorytet sił bezpieczeństwa. Obywatele będą mieć pretensje do władzy, że nie zapewnia im bezpieczeństwa. Rosyjska opozycja składa się jednak z inteligencji, która nie będzie się cieszyć z takiej politycznej „okazji”. Może natomiast wykorzystać ten moment, by zażądać zmiany polityki rosyjskiej na Kaukazie. W tym celu trzeba byłoby zacząć rozmawiać z innymi ludźmi, w rodzaju nieżyjącego już Asłana Maschadowa, szefa czeczeńskich autonomistów.

not. mszy[/ramka]

[ramka]Dekada terroru

? 4 – 16 września 1999 r.: seria zamachów bombowych na bloki mieszkalne w Bujnaksku, Moskwie i Wołgodońsku. Zginęły 293 osoby, 651 zostało rannych. Władze oskarżyły o ataki czeczeńskich separa- tystów. Popularna była jednak wersja, że stały za nimi służby specjalne, a ich celem było znalezienie pretekstu do ataku na Czeczenię.

? 23 – 25 października 2002 r.: Około 40 – 50 Czeczenów zajęło teatr w Moskwie, biorąc 850 zakład- ników. Siły bezpieczeństwa wpuściły do teatru gaz, którym unieszkodliwiono terrorystów, ale spowodował on również śmierć dziesiątek ich ofiar. Łącznie zginęło 129 widzów.

? 24 sierpnia 2004 r: W dwóch samolotach, które wystartowały z lotniska w Moskwie, wybuchły bomby. Zginęło 89 ludzi. Zamachów dokonały czeczeńskie terrorystki samobójczynie.

? 1 – 3 września 2004 r.: Inguscy i czeczeńscy terroryści opanowali szkołę w Biesłanie (Osetia Północna), biorąc na zakładników około 1100 dzieci i nauczycieli. W wyniku chaotycznej walki po ataku sił bezpieczeństwa na budynek zginęły co najmniej 334 osoby.

? 27 listopada 2009 r.: W efekcie eksplozji bomby w pociągu Newski Express skład uległ wykolejeniu. Zginęło 27 osób, około 100 zostało rannych. Do zamachu przyznała się grupa Kaukascy Mudżahedini.

mszy[/ramka]

Całe życie mieszkałam w Moskwie, 35 lat w tym domu, ale jeszcze nigdy tak się nie bałam – mówi emerytka Anna, która mieszka tuż obok stacji metra Park Kultury, na której eksplodował potężny ładunek wybuchowy. – Po co nam milicja, po co te kontrole na każdym kroku, jeśli do metra spokojnie można wnieść bombę? – pyta.

Wczoraj rano nie słuchała radia – nie wiedziała więc o pierwszym wybuchu na stacji Łubianka. Że w mieście dzieje się coś złego, zorientowała się dopiero po drugim zamachu. Usłyszała dobiegające z ulicy krzyki i dźwięki syren. Za chwilę zaczęły dzwonić telefony.

Pozostało 92% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021