W Turynie nieuzbrojona kobieta z niemowlęciem w nosidełku w ciągu dwóch godzin napadła na cztery banki. W czwartym zatrzymali ją karabinierzy.
40-letnia Elisabetta Delpero w ubiegły wtorek znalazła się bez grosza. Nie miała nawet na mleko dla swego siedmiomiesięcznego synka, a w dodatku była umówiona wieczorem z koleżanką w pizzerii. Bała się, że brak pieniędzy na rachunek może zrobić na przyjaciółce złe wrażenie. Wobec tego ubrała się elegancko, wypiła dla kurażu dwa kieliszki wina, wzięła dziecko i podjechała swoim czerwonym punto pod najbliższy bank.
Weszła do środka z dzieckiem w nosidełku i zażądała od kasjera tysiąca euro, grożąc, że przed wejściem czeka gotowe na wszystko uzbrojone komando. Kasjer wydał pieniądze, a Elisabetta oszołomiona powodzeniem podjechała pod drugi bank, gdzie również otrzymała tysiąc euro. Wobec tego w trzecim banku zażądała już 2 tysięcy, ale tym razem kasjerka ją zlekceważyła. Spróbowała więc szczęścia w czwartym, gdzie już czekali na nią zaalarmowani karabinierzy. Po trzech dniach pobytu w areszcie z dzieckiem została zwolniona. Teraz czeka ją proces. Na razie poprzez swego adwokata zwróciła się z prośbą o zniesienie reżimu aresztu domowego.
Elisabetta ma za sobą nieudane małżeństwo, którego owocem jest 17- letni syn. Z mężem żyją od lat w separacji. Stosunkowo niedawno związała się z kioskarzem Mauro. Zamieszkali razem w dwupokojowym mieszkaniu niedaleko centrum Turynu. Siedem miesięcy temu urodził im się Fabio, a równocześnie Mauro stracił pracę. Teraz oboje pracują dorywczo, ale gdyby nie alimenty Elisabetty, nie byliby w stanie się utrzymać. Od kilku miesięcy zalegają z czynszem. Tłumaczyła karabinierom, że dlatego właśnie zdecydowała się na napad na bank, a brak pieniędzy w kieszeni był tylko bezpośrednim impulsem.
Na pytanie, dlaczego po dwóch udanych napadach nie poszła do domu, odpowiedziała, że wino pomieszało jej w głowie. Poza tym miała wyrzuty sumienia i w głębi duszy chciała, by ją schwytano. Teraz się wstydzi, boi powrotu za kratki i nie może sobie wybaczyć, że naraziła własne dziecko na bardzo poważne niebezpieczeństwo. Z drugiej strony tłumaczy, że przecież nie mogła zostawić dziecka samego. Zapewnia, że jej towarzysz życia Mauro o niczym nie wiedział.