Rosyjskie i amerykańskie siły specjalne przeprowadziły w Afganistanie wspólną operację antynarkotykową, podczas której zrównano z ziemią cztery laboratoria. Zniszczono heroinę i morfinę o wartości 250 milionów dolarów. Akcja może być poważnym ciosem dla talibów, którzy z handlu narkotykami finansują rebelię przeciwko zachodnim wojskom i rządowi prezydenta Hamida Karzaja.
To pierwsza taka wspólna rosyjsko-amerykańska operacja. NATO od dawna zabiegało o wsparcie Moskwy dla afgańskiej misji. Część ekspertów przekonywała, że Rosja odmawiała, bo klęska NATO w Afganistanie byłaby jej na rękę. Na niechęć do wysyłania wojsk mogła mieć też wpływ porażka 120-tysięcznej armii ZSRR, która po dziesięciu latach okupacji Afganistanu musiała uznać wyższość mudżahedinów i wycofała się w 1989 roku, po stracie ponad 15 tysięcy żołnierzy.
– Rosjanie pomagali Amerykanom obalić talibów w 2001 roku, dostarczając m.in. amunicję wojskom Sojuszu Północnego, uzbrojonego w sowiecką broń. Stosunki popsuły się dopiero po amerykańskiej inwazji na Irak. Wtedy rzeczywiście Rosja stanęła z boku – powiedział w rozmowie z „Rz” ekspert ds. bezpieczeństwa dr David Dunn z Uniwersytetu w Birmingham.
Na zmianę rosyjskiego stanowiska miało wpływ przejęcie władzy w USA przez Baracka Obamę, który zaczął zabiegać o poprawę stosunków z Moskwą. Po długich targach Rosja zgodziła się otworzyć szlaki komunikacyjne dla zaopatrzenia wojsk NATO. Potem wyznaczyła oddziały do misji szkoleniowych afgańskich oddziałów antynarkotykowych. Ostatnio Kreml zapowiedział, że udostępni wojskom sojuszu swoje śmigłowce.
– Nic dziwnego, że pierwszą wspólną misją bojową była operacja antynarkotykowa. Dochody z narkotyków zasilają nie tylko rebelię w Afganistanie, ale także islamskich ekstremistów w rosyjskich republikach na Kaukazie Północnym. Oprócz tego zalew rynku przez afgańską heroinę to wielki społeczny problem – tłumaczy dr Dunn.