Członkowie ławy przysięgłych w Teksasie przez 19 godzin debatowali nad wyrokiem. W końcu uznali Toma DeLaya za winnego nielegalnego przekazania w 2002 roku 190 tysięcy dolarów pochodzących z wpłat prywatnych przedsiębiorców na rzecz republikańskich polityków walczących w wyborach do teksańskiego parlamentu. W stanie Teksas przekazywanie pieniędzy prywatnych firm na kampanie polityczne jest nielegalne.
DeLayowi grozi za to 99 lat więzienia. Przysięgli uznali go jednak również za winnego udziału w spisku, który miał umożliwić ukrycie podejrzanych operacji finansowych, za co może dostać jeszcze kolejne 20 lat. O tym, czy 63-latek do końca swych dni pozostanie za kratkami, czy zostanie skazany jedynie na pięć lat więzienia, sędzia ma zdecydować jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Do 20 grudnia DeLay będzie przebywał na wolności za kaucją.
[srodtytul]Żelazna ręka eksterminatora[/srodtytul]
DeLay był w ostatnich 20 latach jednym z najpotężniejszych polityków po prawej stronie amerykańskiej sceny politycznej. Odegrał ważną rolę po tzw. republikańskiej rewolucji w 1994 roku, gdy pierwszy raz od czterech dekad Partia Republikańska odzyskała kontrolę nad Izbą Reprezentantów. W latach 1995 – 1997 DeLay, który wcześniej specjalizował się w walce ze szkodnikami w rolnictwie, odpowiadał za partyjną dyscyplinę. Polityk, z racji dawnego fachu nazywany eksterminatorem, wewnętrzne spory wśród republikanów rozwiązywał żelazną ręką. Niezwykle skutecznemu stylowi działania zawdzięcza przydomek Młot. Cały Waszyngton wiedział, że jeśli ktoś chce przeforsować w Kongresie jakąś ustawę, to musi się zgłosić do DeLaya.
[srodtytul]Przyjaciel prezydenta[/srodtytul]