– Ponad trzy lata nie mogłam zarządzać własną stroną z powodu cenzury. Podobno teraz mogę to robić – mówiła mediom 35-letnia Kubanka. Reżim odblokował dla Kubańczyków portale Desde Cuba i Voces Cubanas, na których prowadzi swoje blogi ponad 30 dysydentów.
– Nie ma im za co dziękować. Wyrażanie swoich opinii to prawo opozycji i wszystkich obywateli – podkreślała autorka tłumaczonego na 15 języków blogu Generacion Y, który miesięcznie odwiedza ponad milion osób. Laureatka wielu zagranicznych nagród prowadzi w swoim mieszkaniu w Hawanie akademię dla blogerów.
[wyimek]14,2 proc. Kubańczyków ma według władz dostęp do Internetu [/wyimek]
Dostęp do Internetu ma na wyspie 1,6 mln osób, czyli 14,2 proc. z 11,5 mln Kubańczyków. Dla wielu użytkowników oznacza to wyłącznie możliwość wymiany korespondencji e-mailowej i wchodzenia na strony wybrane przez reżim. Szerszy dostęp jest przywilejem ważnych urzędników i naukowców. Turyści korzystają z sieci w hotelach za niebotyczną dla Kubańczyka opłatą 5 euro za godzinę (średnia płaca na Kubie to równowartość 20 euro). W nielicznych cyberkafejkach opłata jest mniejsza (1,2 euro), ale i tak niewielu Kubańczyków na nią stać.
Blogerów reżim uważa za zdrajców na żołdzie Waszyngtonu. Stale są nękani przez bezpiekę. W sieci krąży film, na którym kubański ekspert tłumaczy urzędnikom MSW, jak powstaje finansowana przez USA sieć „cybernajemników” różniących się od „tradycyjnych kontrrewolucjonistów”. Jako przykład podaje Yoani Sánchez.