Armia użyła w piątek ostrej amunicji, by rozpędzić antyrządowe protesty w stolicy Bahrajnu Manamie. Co najmniej 20 osób zostało rannych.
– Lud chce obalić reżim! – skandowały tysiące uczestników pogrzebu pięciu osób zabitych przez siły porządkowe w czwartek. Manifestanci, w większości szyici, ogłosili, że ich celem jest obalenie sunnickiej dynastii al Kalifa, rządzącej w Bahrajnie od 200 lat.
Wydarzenia w tym wyspiarskim kraju, gdzie stacjonuje V Flota USA i sześć tysięcy amerykańskich żołnierzy, wywołują coraz większy niepokój w Waszyngtonie. Nie tylko ze względu na zagrożenia dla V Floty, ale również z uwagi na niebezpieczeństwo rozlania się rewolty na Arabię Saudyjską, u której wybrzeży znajduje się Bahrajn.
– Saudowie obawiają się, że upadek reżimu w Bahrajnie może doprowadzić do secesji ich bogatej w ropę Wschodniej Prowincji, zdominowanej przez szyitów – mówi „Rz“ Mordechaj Kedar, ekspert z Uniwersytetu Bar Ilan w Tel Awiwie.
Część agencji informowała w piątek, że Arabia Saudyjska koncentruje wojska na wschodzie kraju, zamieszkanym przez liczną mniejszość szyicką. W całym państwie wyznawcy tego odłamu islamu stanowią 15 procent populacji, we Wschodniej Prowincji – aż 75 procent. I to właśnie w tym regionie wydobywa się najwięcej cennego surowca.