W tekście pod tytułem „Podpalacze" (Die Brandstifter) dziennikarze lewicowego „Spiegla" przekonują, że „Bild" odgrywa rolę „populistycznej prawicowej partii", której nie ma obecnie na niemieckiej scenie politycznej. I której przewodnictwo mógłby przejąć polityk pokroju zmarłego radykalnego polityka z Austrii Jörga Haidera. Poszło między innymi o plagiat ministra obrony Karla-Theodora zu Guttenberga. Podczas gdy „Spiegel" krytykował ministra, „Bild" go zacięcie bronił. „Karl-Theodor, jesteśmy z tobą" – głosił tytuł jednego z artykułów w bulwarówce, która ma aż 12 milionów czytelników.

Według tygodnika „Bildowi" tak bardzo zależało na ministrze, że usunął z wersji internetowej sondaż, w którym większość czytelników poparła dymisję zu Guttenberga. Ale to niejedyna rzecz, która przeszkadza „Spieglowi". „Warto zadać sobie pytanie, jaki polityczny kurs obrała ta gazeta" – pisze tygodnik. Zdaniem jego dziennikarzy „Bild" stał się „umysłowym podpalaczem", który podżega na swych łamach do nienawiści wobec cudzoziemców, pedofilów i biedaków żyjących z zasiłku, kreując zwykłych ludzi na wrogów narodu. „«Bild» bezkrytycznie przejął poglądy polityka SPD Thilo Sarrazina, który w swej książce «Samolikwidacja Niemiec» obarcza imigrantów winą za wszelkie zło" – grzmi „Spiegel", porównując dziennikarzy brukowca do neonazistów. Zdaniem niemieckich ekspertów oznacza to, że wojna między lewicującym tygodnikiem i prawicową bulwarówką odżyła na dobre po ponad 36 latach zawieszenia broni.

Ostatni spór miał miejsce w 1974 roku. Wtedy „Spiegel" opublikował opowiadanie Heinricha Bölla „Utracona cześć Katarzyny Blum", w którym była mowa o podejrzanych metodach pracy gazety o nazwie „Die Zeitung". Chodziło jednak o „Bilda". „To nowa deklaracja wojny" – pisze „Süddeutsche Zeitung". Zdaniem ekspertów atak „Spiegla" jest próbą powrotu do lewicowych ideałów.

– W latach 60. obie gazety rzeczywiście spierały się ideologicznie i wszystko zostało wtedy powiedziane.Także przytaczane dziś argumenty – mówi „Rz" medioznawca z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie dr Steffen Damm. – Ponieważ zarówno tygodnik, jak i dziennik szanują medialny pluralizm, nie chodzi tu o zamknięcie konkurencji ust. To raczej próba sprzedania większej ilości egzemplarzy. „Spiegel" chce powiedzieć swym czytelnikom: my naprawdę jesteśmy lewicowi – dodaje. Brukowiec atak „Spiegla" odebrał w podobny sposób. – Oto jak bez żadnego newsa można zrobić w „Spieglu" okładkowy materiał – powiedział Tobias Fröhlich z „Bilda".