Ja po prostu wierzyłem w Brazylijczyków

Celem rządu było danie ludziom możliwości rozwoju – mówi były prezydent

Aktualizacja: 26.09.2011 20:35 Publikacja: 26.09.2011 20:17

Luiz Inácio lula da Silva

Luiz Inácio lula da Silva

Foto: Fotorzepa

"Rz": Pańskie poparcie kandydatury Dilmy Rousseff było decydujące dla jej sukcesu w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich. Czy jest pan teraz kimś w rodzaju superdoradcy pierwszej kobiety prezydent Brazylii, czy też wolał pan pozwolić jej nauczyć się pływać o własnych siłach w głębokiej wodzie?

Luiz Inácio Lula da Silva:

– Poparłem kandydaturę Dilmy Rousseff na prezydenta, ponieważ wiedziałem, że jest ona osobą najlepiej przygotowaną do sprawowania tego urzędu. Miała swój udział w wypracowywaniu wszystkich osiągnięć mojego gabinetu, a dziś, już jako prezydent, pokazuje światu, że potrafi rządzić i podejmować dobre decyzje. Od początku wie, że może na mnie liczyć  jako na przyjaciela, że ma moje wsparcie.

Kiedy odchodził pan ze stanowiska po dwóch kadencjach, czyli po ośmiu latach rządów, miał pan poparcie 85 procent Brazylijczyków. Jak to się robi?

– Sukces rządu nie jest wynikiem pracy jednej osoby. Trzeba było wielu lat przygotowań – moich, ale także mojej partii, sojuszników, ruchów społecznych, intelektualistów, z którymi debatowaliśmy i którzy potem pracowali ze mną w rządzie. Podczas sprawowania władzy byliśmy wierni naszym zobowiązaniom do dialogu, zmniejszania ubóstwa i promowania rozwoju gospodarczego. Aby połączyć te trzy wymiary, wzywaliśmy społeczeństwo do udziału w tworzeniu programów rządowych, także te środowiska, które się z nami nie zgadzały. Wykorzystaliśmy aktywizację dotąd wykluczonych grup ludności jako motor rozwoju gospodarczego, by rządzić dla wszystkich, a nie tylko dla małej, najbogatszej części społeczeństwa.

Wyciągnął pan z nędzy dziesiątki milionów Brazylijczyków, nauczył biedaków zaciągać kredyty i zmusił ich do posyłania dzieci do szkół. Pański następca, bez względu na to, kto by nim został, był skazany na kontynuowanie tego, co pan zaczął, bo tego oczekiwali od prezydenta Brazylijczycy.

– Po prostu wierzyłem w lud brazylijski, w to, że potrafi pracować i walczyć o lepsze życie. Tworzenie możliwości było głównym hasłem naszego rządu. W tym celu wystartowaliśmy z programem „Stypendium rodzinne" i dziś ponad 12 milionów rodzin co miesiąc pobiera specjalny dodatek (za posyłanie dzieci do szkoły i pilnowanie szczepień – red.). Stworzyliśmy też ProUni (program „Uniwersytet dla wszystkich" – red.), który już pozwolił ponad 900 tysiącom młodych ludzi podjąć studia na prywatnych uniwersytetach dzięki stypen- diom naukowym. Jednocześnie podwoiliśmy liczbę miejsc na uniwersytetach państwowych i wsparliśmy kierunki techniczne poprzez zbudowanie 214 nowych szkół technicznych. Rozszerzyliśmy ofertę kredytową dla najbiedniejszych rodzin, sprawiliśmy, że dziś mogą sobie kupić sprzęt gospodar- stwa domowego czy samochody. Zapewniliśmy energię elektryczną ponad 2,5 milionowi robotników rolnych w ramach programu „Światło dla wszystkich". Wszystko to stworzyło niezbędne warunki do rozwoju Brazylii opartego na kreatywności, wytrwałości i demokracji. Nasz kraj już się nie cofnie. Brazylijczycy będą chcieli mieć więcej i żyć lepiej, i to jest zupełnie naturalne.

Kiedy sondaże przewidywały, że to pan – dawny lewicowiec i związkowiec – wygra w 2002 roku wybory w Brazylii, rynki finansowe zadrżały. Jak zdołał pan przezwyciężyć nieufność świata finansów?

– Kiedy wygraliśmy wybory w 2002 roku, sytuacja gospodarcza Brazylii była bardzo krucha. Dzięki poważnemu podejściu do rządzenia i wytężonej pracy udało nam się posprzątać dom, uporządkować finanse państwa. Mówiłem wówczas, że najpierw zrobimy to, co konieczne, potem to, co możliwe, a kiedy nikt się tego nie będzie spodziewał, dokonamy tego, co wydawało się niemożliwe. Kto by powiedział, że z dłużników Międzynarodowego Funduszu Walutowego staniemy się kredytodawcami? Czyż to nie wydawało się niemożliwe? Dziś mamy rezerwy międzynarodowe w wysokości 350 miliardów dolarów, trzy największe elektrownie wodne budowane dziś na świecie znajdują się w Brazylii, będziemy gospodarzami mistrzostw świata w piłce nożnej w 2014 i olimpiady w 2016 roku. Nasze perspektywy są bardzo dobre, i to w momencie, kiedy kraje rozwinięte pustoszy poważny kryzys ekonomiczny.

Wydaje się, że łatwiej było zlikwidować w Brazylii ubóstwo, niż wyplenić korupcję. Z rządu Dilmy Rousseff został ostatnio zdymisjonowany minister, który traktował państwową kasę jak własną. To zjawisko wydaje się teraz  jeszcze bardziej niebezpieczne z powodu mundialu i olimpiady. Będzie dużo okazji do defraudowania pieniędzy. No i jest też problem bezpieczeństwa...

– W czasie moich rządów umocniliśmy instytucje kontrolne państwa – Generalną Inspekcję Związkową, Prokuraturę Generalną i Policję Federalną. Są to instytucje autonomiczne, niewiele krajów ma tyle organów kontrolujących pieniądze publiczne co Brazylia oraz tak wolną i czujną prasę. Jestem spokojny, że zarówno mistrzostwa świata, jak i olimpiada będą dobrze zorganizowane i bezpieczne i że będzie im towarzyszyć radość, która jest znakiem rozpoznawczym Brazylijczyków.

Barack Obama nazwał pana najbardziej popularnym politykiem świata. Od czasu kiedy opuścił pan urząd, otrzymuje pan tyle zaproszeń, że mógłby pan codziennie wygłaszać wykłady i brać za nie tyle pieniędzy, ile dostają Bill Clinton czy Tony Blair. Czy chciałby pan spędzić w ten sposób resztę życia, czy tylko zabija pan czas do wyborów w 2014 roku?

– Opowiadam o naszych doświadczeniach, o tym, co zrobiliśmy w Brazylii, co nam się udało. O tym właśnie chcą słyszeć osoby, które mnie zapraszają. Ważniejsze jest to, że zakładam instytut – instytut Luli na rzecz współpracy w rozwoju i integracji Brazylii z naszymi sąsiadami z Ameryki Łacińskiej i Afryki. Mówię, że Afryka jest naszym sąsiadem, bo południowy Atlantyk, zamiast nas dzielić, może być wielką drogą integracji dwóch stron oceanu, łączy nas z Afryką długa wspólna historia, wiele podobieństw. Jako były prezydent chcę stymulować umocnienie tych więzów współpracy.

Przyjeżdża pan do Polski, by odebrać 29 września nagrodę Lecha Wałęsy. W prze- szłości mimo wspólnych korzeni związkowych były między wami różnice wynikające głównie ze względów ideologicznych. Pamiętam niezbyt przyjemne słowa Lecha Wałęsy o panu w czasie jego wizyty w Brazylii. Polski prezydent wyraził wątpliwości co do pana zdolności wygrywania wyborów. Później musiał zmienić zdanie.

– Ja i Wałęsa mamy wiele wspólnego, jeśli chodzi o nasze drogi życiowe, napisałem nawet o tym artykuł w 1980 roku. Obaj byliśmy przywódcami robotników walczącymi o prawa pracownicze. Dobrze będzie znowu go zobaczyć. Spotkaliśmy się, kiedy obaj byliśmy związkowcami, teraz obaj jesteśmy byłymi prezydentami. To będzie na pewno dobra rozmowa, na luzie.

—pytania zadała Małgorzata Tryc-Ostrowska

 

Luiz Inácio Lula da Silva - Od pucybuta do prezydenta

Pierwszy przywódca Brazylii wywodzący się z najuboższej warstwy społeczeństwa urodził się w 1945 r. w Vargem Grande w stanie Pernambuco. Miał 11 rodzeństwa. Jako dziecko sprzedawał na ulicy owoce i czyścił buty. Edukację skończył na piątej klasie podstawówki. Gdy jego rodzina przeniosła się do Sao Paulo, zaczął pracę w fabryce śrub i zdobył zawód tokarza. W 1975 r. (Brazylią rządzili wtedy wojskowi) stanął na czele związku metalowców skupiającego 100 tys. robotników. W 1980 r. stworzył Partię Pracujących (PT). Dwa lata później został skazany przez sąd wojskowy za organizowanie strajków na trzy i pół roku więzienia. W jego obronie wystąpiły największe centrale związkowe świata. Tak zyskał międzynarodową sławę. Sąd uchylił wyrok, a PT stała się główną siłą lewicy w Brazylii. Po przywró- ceniu demokracji w 1985 r. trzy razy przegrywał wybory prezydenckie. W  2002 r. wreszcie zwyciężył, a w 2006 r. powtórzył sukces.

"Rz": Pańskie poparcie kandydatury Dilmy Rousseff było decydujące dla jej sukcesu w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich. Czy jest pan teraz kimś w rodzaju superdoradcy pierwszej kobiety prezydent Brazylii, czy też wolał pan pozwolić jej nauczyć się pływać o własnych siłach w głębokiej wodzie?

Luiz Inácio Lula da Silva:

Pozostało 96% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1017