Prezydent Christian Wulff ogłosił rezygnację w wystąpieniu telewizyjnym nadawanym z pałacu Bellevue w Berlinie. U jego boku stanęła żona.
– Republika Federalna zasługuje na prezydenta, który cieszy się powszechnym zaufaniem. Wydarzenia ostatnich dni i tygodni podważyły to zaufanie i ograniczyły mi możliwość pracy – powiedział.
Media od miesięcy nie zostawiały suchej nitki na prezydencie. Zaczęło się od zarzutów, że okłamał parlament w sprawie związków z biznesem. W 2008 roku, jeszcze jako premier landu Dolna Saksonia, przyjął korzystnie oprocentowaną pożyczkę w wysokości 500 tys. euro od żony znajomego biznesmena Egona Geerkensa. Ale dwa lata później pytany przez partię Zielonych o związki z biznesmenem nie wspomniał o pieniądzach.
Zarzucano mu też, że spędzał wakacje w posiadłościach biznesmenów, na ich koszt. Niemal połowa Niemców chciała jego dymisji.
– Nie wiadomo, czy złamał prawo. Sprawa była oceniana w kategoriach moralnych. Ale w czwartek prokurator ogłosił, że zaczyna dochodzenie. Prezydent nie miał wyjścia. Jeśli chciał ratować resztki powagi urzędu prezydenckiego, musiał ustąpić – mówi „Rz" profesor Rudolf Uertz z Katolickiego Uniwersytetu Eichstätt-Ingolstadt.