Kilka miesięcy temu świat przejął się (jak się okazało – mocno zmanipulowaną) akcją organizacji Invisible Children wskazującej ugandyjskiego watażkę Josepha Kony'ego jako najgroźniejszego przestępcę wojennego Afryki. Jego zbrodnie rzeczywiście są odrażające, ale ukrywający się z garstką zwolenników Kony nie odgrywa już większej roli. Dzisiaj na liście afrykańskich zbrodniarzy poszukiwanych przez Międzynarodowy Trybunał Karny znacznie bardziej eksponowane miejsce zajmuje Bosco Ntaganda, „pan wschodniego Konga", brutalny watażka paradujący w generalskim mundurze.
Ntaganda – któremu podobnie jak Kony'emu udowodniono werbowanie do swoich oddziałów nawet siedmioletnich dzieci i odpowiedzialność za wymordowanie od 60 do 100 tys. ludzi – przez lata żył jako władca prowincji Kivu. Kres jego bezkarności przynieść ma trwająca od kilkunastu dni ofensywa armii Demokratycznej Republiki Konga, dawnego Zairu.
Niespełna 40-letni Ntaganda szczegółami swojego awanturniczego życiorysu mógłby obdarować kilku ludzi. Pochodzi z ludu Banyamulenge, czyli żyjących w Kongu Tutsich. To tłumaczy, dlaczego w 1994 r. walczył w sąsiedniej Rwandzie, mszcząc się na tamtejszych Hutu za ludobójstwo dokonane na jego pobratymcach. Zawsze wykazywał się okrucieństwem, ale i wywołującą podziw towarzyszy broni szaleńczą odwagą. W czasie walk zyskał przydomek „Terminator".
W 2001 roku wstąpił do Patriotycznych Sił na rzecz Wyzwolenia Konga (FPLC), będących zbrojną formacją walczącej z rządem centralnym Unii Kongijskich Patriotów (UPC). Po zakończeniu krwawej wojny domowej w Kongu rozpoczął się proces pojednania, w ramach którego byłym partyzantom oferowano stanowiska w armii rządowej. Ntaganda, który wcześniej zdążył wysoko awansować w strukturze UPC, odmówił.
Wieczny buntownik
W tym czasie jego zła sława przekroczyła już granice kraju. W 2005 r. Rada Bezpieczeństwa ONZ zakazała mu opuszczania Konga i nakazała zamrożenie jego aktywów w bankach, a rok później trybunał haski wydał za nim list gończy. Ntaganda niewiele sobie z tego robił, jednak w tym samym czasie popadł też w konflikt z dawnymi towarzyszami walki. Wrócił w strony rodzinne, gdzie mógł się czuć znacznie bezpieczniej. Szybko odnalazł się w otoczeniu innego rzeźnika w mundurze – Laurenta Nkundy, przywódcy Narodowego Kongresu na rzecz Obrony Ludu (CNDP).