We Włoszech za funkcjonowanie publicznej służby zdrowia odpowiadają cieszące się w tym względzie całkowitą autonomią regiony. Na południu Włoch działają wyłącznie prywatne kliniki, oferujące zabieg in vitro za minimum 3,5 tys. euro. Nieco lepsza sytuacja panuje w Lacjum ze stolicą w Rzymie. Z kolei na północy Włoch pary usiłujące w ten sposób na koszt ubezpieczalni począć dziecko muszą się liczyć z bardzo długim okresem oczekiwania. Stąd mekką dla zainteresowanych od lat jest Toskania, gdzie działa wiele zajmujących się tym publicznych i posiadających umowę ze społeczną służbą zdrowia prywatnych ośrodków i klinik. Dotychczas w Toskanii i wielu regionach północy zabiegi sztucznego zapłodnienia dla zarabiających poniżej 36 tys. euro rocznie były bezpłatne. Zarabiający lepiej płacili od 50 do 150 euro.
Jednak w obliczu kryzysu i cięć, wobec wysokich kosztów zabiegów i ogromnej liczby chętnych, w Toskanii podobnie jak w Piemoncie i wielu innych regionach, od 3 września będzie obowiązywał nowy cennik bez względu na wysokość zarobków: sztuczna inseminacja i monitoring owulacji – po 100 euro, zapłodnienie in vitro 500 euro, a połączone z dodatkowymi badaniami – 700 euro, co wywołało burzę protestów.
Monica Soldano, przewodnicząca stowarzyszenia „Matka Probówka" zajmującego się problemami bezpłodności i sztucznego zapłodnienia, stwierdziła: „Nadal niemal wszędzie we Włoszech bezpłodność traktowana jest nie jako choroba, a jako problem estetyczny, więc drugorzędny. W Toskanii dotychczas było inaczej. Teraz i tam za in vitro trzeba będzie słono płacić. Jak za operację plastyczną".
Natomiast Alberto Revelli, ordynator oddziału leczenia niepłodności szpitala w Turynie, sądzi, że słusznie wprowadzono opłaty, bo nie chodzi o zabiegi ratujące życie, na które w efekcie powszechnych cięć może zabraknąć pieniędzy. Wtóruje mu jeden z najwybitniejszych włoskich ginekologów Guido Ragni, wskazując, że nie można oferować bezpłatnie sztucznego zapłodnienia w sytuacji, gdy brakuje środków na chemioterapie i leczenie białaczki u dzieci. Inni podnoszą, że skandalem nie są nowe opłaty, ale to, że praktycznie poza Toskanią sztuczne zapłodnienie jest w społecznej służbie zdrowia niedostępne.
We Włoszech kwestie sztucznego zapłodnienia reguluje jedna z najbardziej restrykcyjnych ustaw w Unii. Prawo zezwala na zabiegi in vitro jedynie w przypadku par małżeńskich w wieku płodnym wykluczając „obcych" dawców gamet. Jak się szacuje, w tej chwili 70 tys. par usiłuje w ten sposób począć dziecko, a dalszych 30 tys., głównie z powodu restrykcyjnego prawa, stara się o to za granicą. W 2009 r. we Włoszech urodziło się ponad 14 tysięcy „dzieci z probówki".