Wydawało się, że groźne wypadki na morzu są przeszłością: w 1909 doszło do kolizji wiozącego prawie 750 pasażerów transatlantyku „Republic" z liniowcem „Florida". Dzięki solidnej konstrukcji, pierwszemu w historii użyciu radia do wezwania pomocy i sprawnej akcji ratunkowej, w której brało udział kilka innych statków, udało się ocalić prawie wszystkich płynących na nich ludzi.
Podczas dziewiczego rejsu „Titanica" happy endu nie było. Kapitan i radiotelegrafiści zlekceważyli informacje o górach lodowych na trasie statku. Było za mało szalup ratunkowych, a gdy woda wdarła się do sześciu przedziałów, okazało się, że owa „praktyczna niezatapialność" jest fikcją, ponieważ statek mógł się utrzymać na powierzchni przy zalanych maksymalnie czterech przedziałach. Współcześni badacze wskazują na niską jakość ówczesnej stali, która dodatkowo w niskiej temperaturze otoczenia stała się krucha i podatna na uszkodzenia.
Z tragedii „Titanica" wyciągnięto wnioski, poprawiając przepisy dotyczące ilości szalup czy zasad posługiwania się radiem, jednak wiadomo, że nie da się przewidzieć i uregulować wszystkiego. Mało kto wie, że dwa lata później doszło do kolejnej, równie dramatycznej katastrofy transatlantyku, kiedy to na rzece św. Wawrzyńca „Empress of Ireland" zderzył się we mgle z norweskim statkiem „Storstad". Potężny transatlantyk w kwadrans przewrócił się i zatonął, pociągając za sobą 1014 pasażerów.
Ogień na wodzie
Jerzy Miciński pisał w „Archiwum Neptuna": „Pożar na morzu! Słowa te na pozór nie mają w sobie takiej grozy, jak sztorm, mgła czy tajfun. Bo przecież tyle wody naokoło – jest czym gasić! – można sobie pomyśleć. A jednak wiele pięknych statków i wielu ludzi zginęło straszną śmiercią". Drewno, smoła, płótno, liny – materiały, z których niegdyś budowano statki, sprawiały, że ogień błyskawicznie trawił jednostki. Nawet obecnie przy istniejących systemach gaśniczych i ratunkowych pożar na pokładzie niesie śmiertelne niebezpieczeństwo.
Wiosną 1865 roku w Ameryce dogasała wojna secesyjna. Tysiące żołnierzy Unii trzymanych w konfederackich obozach jenieckich wracały do domów. Jedna z takich grup znalazła się na pokładzie pływającego po Missisipi wielkiego parowego bocznokołowca „Sultana". Mimo że statek miał zaledwie dwa lata, intensywna eksploatacja spowodowała, że jego stan techniczny był zły. Na pokładzie nie powinno znaleźć się więcej niż 370 osób, jednak m.in. wskutek chciwości kapitana, którego wynagrodzenie zależało od liczby przewiezionych żołnierzy, na statku było 2200 ludzi, kilkadziesiąt zwierząt i towary. Mimo zgłaszanych przed wyruszeniem w feralny rejs problemów z kotłami i statecznością nie zdecydowano się na gruntowniejszą naprawę czy odciążenie statku. Na rzece każdy większy przechył powodował, że woda w kotłach się przelewała, przez co niebezpiecznie rosło ciśnienie. Trzeciego dnia rejsu, 27 kwietnia, przed godz. 2 w nocy „Sultana" trafiła w okolicach Memphis na silniejszy nurt. Duży przechył wywołał zalanie i wybuch kotła, a potem dwóch następnych. Parowiec został niemal przecięty na pół. Pożar szybko ogarnął wysokie nadbudówki. Ludzie skakali do zimnej wody, starając się dotrzeć do belek, skrzyń bądź innych przedmiotów zwiększających szanse na przetrwanie. Wielu z nich, wyniszczonych pobytem w obozach jenieckich, nie zdołało się uratować. Statek płonął aż do rana. W wyniku tej największej katastrofy wodnej w dziejach Ameryki zginęło co najmniej 1547 osób.
Niewiele mniej tragiczny był pożar na „Generale Slocumie". Był to dobrze znany mieszkańcom Nowego Jorku bocznokołowy wycieczkowiec. 15 czerwca 1904 roku wyczarterowali go członkowie wspólnoty luterańskiej dzielnicy Mała Germania na Manhattanie, organizujący piknik. Gdy na pokładzie pojawił się ogień, nie udało się go ugasić, gdyż zmurszałe węże rozpadały się w rękach. Podobnie było z kamizelkami ratunkowymi – wiele z nich zamiast korkiem wypełniono tańszym granulatem korkowym, który ze względu na zbutwiałe płótno wysypywał się z kamizelek. Kapitan, zamiast próbować osadzić „Generała Slocuma" na nieodległym brzegu, kontynuował rejs. Większość z tysiąca ofiar stanowiły nieumiejące pływać kobiety i dzieci.