Wszystkie główne siły polityczne Węgier do ostatnich godzin przed niedzielnym otwarciem urn prowadzą intensywną kampanię wyborczą. Szczególnie widoczne jest osobiste zaangażowanie premiera Viktora Orbána, który codziennie odwiedza miejscowości w całym kraju, uczestnicząc w wiecach i spotkaniach z wyborcami.
Największa impreza Fideszu odbyła się w ubiegłą sobotę w Budapeszcie – na wiec zorganizowany przez wspierającą partię rządzącą organizację Współpraca Obywatelska przybyło ok. 450 tys. ludzi.
Energia Orbána wydaje się niespożyta – rekordowego dnia w ciągu 12 godzin przebył 400 km, uczestnicząc w trzech spotkaniach z wyborcami, otwierając przy okazji pływalnię, nową fabrykę i zakład przetwórstwa odpadów. Łącznie przecinał już wstęgi na ponad 30 oddawanych do użytku obiektach (nie licząc okazji, w których w jego imieniu występowali inni czołowi politycy Fideszu).
Najbardziej spektakularne okazało się otwarcie w zeszły piątek czwartej linii stołecznego metra, którego budowa ślimaczyła się dziesięć lat, a którą ukończono w ekspresowym tempie właśnie na wybory. Pospiesznie kończono także przebudowę kilku obiektów w stolicy, np. placu Barossa, dawnej akademii wojskowej Ludovika albo zabytkowego parku pod Górą Gellérta. Rządowy pęd do przecinania wstęg jest tak wielki, że media ironizują, pisząc o „gorączce oddaniowej".
Kandydaci zjednoczonej lewicowo-liberalnej opozycji próbują odpowiadać Fideszowi, również jeżdżąc po kraju, ale nie są w stanie zmobilizować równie wielkich tłumów. Na ich największy wiec w Budapeszcie w niedzielę przybyło tylko 80 tys. zwolenników. Słabość i niezborność lewicy jest porażająca, zwłaszcza na tle perfekcyjnie przeprowadzonej kampanii Fideszu.