W ten sposób rozpoczęło się największe przedsięwzięcie demokracji parlamentarnej na świecie. W ciągu kilku tygodni do 930 tys. komisji wyborczych będzie stopniowo udawało się w kolejnych stanach około pół miliarda osób (prognozy zapowiadają frekwencję ok. 65 proc.). Indyjscy wyborcy zdecydują o obsadzeniu 545 miejsc w izbie niższej parlamentu w New Delhi.
Sondaże wskazują tym razem na silną pozycję opozycyjnej partii nacjonalistycznej Bharatiya Janata, której kandydatem na premiera jest znany z kontrowersyjnych poglądów 63-letni Narendra Modi. Jego wizytówką jest jednak imponujący sukces stanu Gudżarat, którego jest premierem. Obiecuje naprawę przeżywającej spowolnienie indyjskiej gospodarki i walkę z dokuczliwą korupcją. Jednocześnie duży nacisk kładzie na wzmocnienie hinduskiej tożsamości, co może zapowiadać nasilenie konfliktów wyznaniowych, zwłaszcza ze 150-milionową muzułmańską mniejszością. Niestety, uprzedzenia religijne zdominowały już kampanię wyborczą wielu kandydatów, a opublikowany właśnie manifest wyborczy Janaty zawiera postulaty rozwiązań politycznych ograniczających prawa mniejszości.
Rządząca od dekady Partia Kongresowa, której twarzą jest 43-letni Rahul Gandhi, może tym razem spodziewać się najgorszego w swej historii wyniku. To głównie konsekwencja spowolnienia ekonomicznego i wzrostu bezrobocia, a także afer korupcyjnych na szczytach władzy.