Obawy związane są przede wszystkim z brakiem widocznych efektów w zwalczaniu epidemii. Od czasu zdiagnozowania pierwszego przypadku choroby zakażeniu uległo ponad 1200 osób, z czego 672 zmarły.
Zdecydowana większość infekcji stwierdzona została w Gwinei, Sierra Leone i Liberii, jednak pojedyncze osoby podejrzewane o nosicielstwo wirusa dotarły już do Nigerii, Wielkiej Brytanii i Hongkongu. U pierwszej osoby z objawami choroby w Hiszpanii wirusa nie wykryto, co przedstawiciele Unii Europejskiej uznali za przykład dobrego funkcjonowania systemu prewencji. Zajmująca się pomocą humanitarna komisarz Kristalina Georgijewa zapewniła, ze UE zwiększy pomoc dla państw afrykańskich walczących z epidemią.
Najpoważniej potraktował zagrożenie rząd Wielkiej Brytanii, który zwołał posiedzenie komitetu kryzysowego (Cobra). Stwierdzono na nim, że na razie nie ma bezpośredniego zagrożenia, a najlepszym sposobem przeciwdziałania epidemii jest zwiększenie pomocy medycznej dla Afryki. Pomoc taką niezależnie od działań UE zadeklarowała także Francja.
Obawy budzi ryzyko rozniesienia wirusa drogą lotniczą
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uważa, że ogłaszanie globalnego zagrożenia pandemią jest wciąż przedwczesne. Organizacja Lekarze bez Granic (MSF) ostrzega jednak przed pogarszaniem się sytuacji i alarmuje, że naprawdę nie istnieje żaden plan skoordynowanych działań międzynarodowych. Bart Janssens, dyrektor ds. operacji MSF, oświadczył, że zagrożenie jest bagatelizowane. Brytyjski lekarz Benjamin Black, który brał udział w walce z chorobą w Sierra Leone, alarmuje, że miejscowa służba zdrowia nie jest w stanie podołać zagrożeniu, a niektóre organizacje humanitarne (Korpus Pokoju i Samaritan's Purse) ewakuują swoich ochotników z Afryki.