Wystawa w amsterdamskim Muzeum Allarda Piersona nosi tytuł „Krym. Złoto i tajemnice Morza Czarnego". Zaczęła się 7 lutego i miała trwać do 1 czerwca. W dniu rozpoczęcia wystawy nikt się nie spodziewał, że status Krymu może budzić jakieś wątpliwości, nawet Moskwa nie podważała, że należy on do Ukrainy. Dwa tygodnie później, po obaleniu ukraińskiego prezydenta Wiktora Janukowycza, sytuacja zaczęła się błyskawicznie zmieniać.
Na Krymie pojawiły się przysłane przez Rosję świetnie uzbrojone zielone ludziki i opanowały półwysep. 16 marca odbyło się pseudoreferendum w sprawie niepodległości, która nie trwała długo, bo chwilę później doszło do aneksji Krymu przez Federację Rosyjską.
Zachód nie uznał zmiany granic i zapewne nie uzna. Z jego punktu widzenia Krym prawnie jest nadal częścią Ukrainy, choć de facto kontrolowaną przez Moskwę. Moskwa uważa, że wszystko, co jest na Krymie, należy się jej. Także to, co chwilowo z niego wypożyczono, tak jak w wypadku wyjątkowo atrakcyjnych dzieł sztuki znajdujących się nadal w Amsterdamie. Pochodzą one z muzeów na Krymie (ściślej cztery z pięciu ukraińskich placówek, które wydały Holendrom eksponaty ze swoich zbiorów, mieszczą się na półwyspie).
Są w Holandii nadal, bo muzeum przedłużyło wystawę do 31 sierpnia. Nie wie, jak ze sprawy wybrnąć.
Sprawa jest tak drażliwa, że Marleen Smit, rzeczniczka związanego z uniwersytetem w Amsterdamie muzeum archeologicznego noszącego imię Allarda Piersona, powiedziała „Rz", że nie może wydawać żadnych oświadczeń.