Demokratyczny zamach stanu

Katalonia nie będzie tak szybko niepodległa. Ale jeśli Madryt powtórzy dotychczasowe błędy, prowincja może się oderwać za kilka lat.

Aktualizacja: 28.09.2015 22:09 Publikacja: 28.09.2015 21:00

Zwolennicy katalońskiej niepodległości tylko częściowo osiągnęli swój cel: uzyskali większość mandat

Zwolennicy katalońskiej niepodległości tylko częściowo osiągnęli swój cel: uzyskali większość mandatów, ale nie głosów

Foto: AFP

W nocy z niedzieli na poniedziałek Artur Mas tryumfował. A przynajmniej takie chciał sprawić wrażenie.

– Mamy zarówno siłę, jak i legitymację do podjęcia planu budowy niepodległego państwa – mówił dotychczasowy premier Katalonii.

Koalicja Junts pel Si (Razem dla Tak), na którą składa się konserwatywna Demokratyczna Konwergencja Katalonii i Republikańska Lewica Katalonii, zdobyła co prawda tylko 62 mandaty w 135-osobowym parlamencie (39 proc. głosów), ale razem z również opowiadającą się za oderwaniem od Hiszpanii skrajnie lewicową partią CUP (dziesięć mandatów) ma przecież absolutną większość.

Tyle że w wyborach, w których wzięła udział rekordowa liczba 77 proc. uprawnionych, tylko 47 proc. oddało głos na partie niepodległościowe.

– Chcieliśmy przeprowadzić referendum, wtedy liczyłyby się głosy. Ale Madryt nam nie pozwolił. A w wyborach ważna jest liczba uzyskanych mandatów, nie głosów – tłumaczy Mas.

Katalońscy nacjonaliści skorzystali na hiszpańskim prawie wyborczym, które faworyzuje okręgi wiejskie, gdzie nastroje niepodległościowe są silniejsze niż w kosmopolitycznej Barcelonie.

Cokolwiek by jednak Mas powiedział, brak poparcia większości Katalończyków dla tak fundamentalnej zmiany, jaką jest budowa niezależnego państwa, będzie teraz kluczowym argumentem zarówno dla Madrytu, jak i Brukseli, aby powstrzymać ambicje zbuntowanej prowincji.

– Nie sądzę, aby w takich warunkach Junts pel Si zaczął wdrażać swój plan budowy niepodległego państwa. Nie może tego robić wbrew większości obywateli – mówi „Rz" Oriol Bartomeus, politolog z Uniwersytetu Barcelony.

Jeszcze parę dni temu Mas zapowiadał, że po wygranych wyborach rozpocznie 18-miesięczny proces budowy instytucji niezależnego państwa, takich jak bank centralny czy dyplomacja. Miałby on zostać zwieńczony ogłoszeniem niepodległości w 2017 r.

Problemy w nacjonalistycznej koalicji zaczęły się zresztą już w poniedziałek. Liderzy CUP ogłosili, że hiszpańskie przestaje obowiązywać na terenie Katalonii, a kraj powinien natychmiast ogłosić niepodległość. Nie zgodzili się także, aby Mas w dalszym ciągu pełnił funkcję premiera prowincji.

Kataloński kryzys to w ogromnym stopniu efekt polityki premiera Hiszpanii Mariano Rajoya, który zasłaniając się zapisami hiszpańskiej konstytucji, odmawiał podjęcia negocjacji z Masem dotyczących już nie tylko niepodległościowego referendum, ale nawet przyznania dodatkowych uprawnień. To zirytowało znaczną część katalońskiego elektoratu i napędziło głosy secesjonistom.

W niedzielę Rajoy zapłacił za to cenę. Jego Partia Ludowa (PP) zdobyła zaledwie 11 mandatów w Katalonii, daleko za nowym populistycznym ugrupowaniem Ciudadanos (25 mandatów), a nawet za skompromitowanymi całkiem niedawno socjalistami (16 mandatów). To bardzo zła wróżba dla obecnej partii rządowej przed grudniowymi wyborami do Kortezów, bo Hiszpanie zapamiętają, że z powodu Rajoya zagrożona jest jedność państwa. Na razie premier zapowiedział, że do powołania nowego rządu w Madrycie tak jak do tej pory nie podejmie negocjacji z Barceloną w sprawie statusu Katalonii.

Ale Bartomeus ostrzega: jeśli także po grudniowych wyborach Madryt nie zgodzi się na ustępstwa wobec Katalończyków, udział zwolenników niepodległości wzrośnie z 47 do 55 proc. W takim przypadku kolejny rząd regionalny, jaki zostanie wyłoniony w 2020 r., rzeczywiście może doprowadzić do zerwania więzi z resztą Hiszpanii.

Katalończycy oczekują, że w nowej wersji konstytucji Madryt uzna ich za „naród", a nie tylko „narodowość", a także poszerzy autonomię fiskalną na wzór tego, co od lat ma Kraj Basków i Nawarra. Na takie rozwiązanie najpewniej nie pójdzie Partia Ludowa, ale gdyby po wyborach rząd utworzyła socjalistyczna PSOE i populistyczna Ciudadanos, ustępstwa ze strony hiszpańskich władz byłyby możliwe.

– Taka reforma wymagałaby jednak przeprowadzenia ogólnonarodowego referendum. A jego powodzenie wcale nie jest pewne – wskazuje Bartomeus. Mechanizm jest przecież prosty: im więcej funduszy z podatków płaconych przez Katalończyków pozostanie w Barcelonie, tym mniej dotacji będzie dla uboższych regionów Hiszpanii, jak Andaluzja czy Estremadura.

Czy Barcelona w lidze będzie jeszcze grała z Realem? >A16

Artur Mas, premier Katalonii

Mas to nie jest polityk formatu Jordiego Pujola. Ojciec nowożytnego katalońskiego nacjonalizmu, choć odszedł w ub. r. z życia publicznego w niesławie skandalu korupcyjnego, miał jednak strategiczną wizję spełnienia aspiracji Katalończyków. Pełniąc przez ćwierć wieku obowiązki premiera najbogatszej hiszpańskiej prowincji, potrafił po trudnych latach dyktatury Franco dojść do kompromisu z Madrytem i wywalczyć szeroką autonomię dla Katalonii.

59-letni Mas działa na krótką metę. Przez wiele lat przeciwnik katalońskiej niezależności, dopiero pięć lat temu ogłosił, że w razie hipotetycznego referendum opowiedziałby się za zerwaniem związków z Hiszpanią. To pozwoliło mu pod koniec 2010 r. stanąć na czele katalońskiego rządu, bo z powodu kryzysu obwinianie Madrytu za wszystkie bolączki stało się w Barcelonie bardzo popularne.

Gdy okazało się, że konserwatywny hiszpański premier Mariano Rajoy nie zgadza się na przeprowadzenie głosowania w sprawie niepodległości Katalonii, to właśnie Mas wpadł na pomysł przekształcenia wyborów regionalnych w plebiscyt dotyczący przyszłości prowincji. Ten liberalny ekonomista, któremu bliskie są poglądy Leszka Balcerowicza, zdecydował się w tym celu na wejście konserwatywnej Demokratycznej Konwergencji Katalonii w koalicję z Republikańską Lewicą Katalonii.

Ale plan Masa w takim samym stopniu wynika z ambicji niepodległościowych dla Katalonii jak z pragnienia osobistej kariery. Zastąpienie zwykłych wyborów regionalnych plebiscytem spowodowało, że wyborcy zapomnieli o skandalach korupcyjnych dotykających bezpośredniego otoczenia Masa, a także bilansie jego czteroletniego przewodzenia katalońskiemu rządowi autonomicznemu, które z powodu kryzysu było naznaczone poważnymi cięciami w wydatkach socjalnych.

Choć wynik niedzielnych wyborów może się okazać poważnym krokiem prowadzącym do niepodległości, to wiele wskazuje na to, że strategia, jaką wybrał Mas, doprowadzi do końca jego politycznej kariery. Skoro bowiem celem nadrzędnym jest zerwanie więzi z Madrytem, koalicja Junts pel Si nie ma wyboru i musi zbudować koalicję ze skrajnie lewicowym ugrupowaniem CUP. A to nie chce liberała Masa w katalońskich władzach.

—J.Bie

Świat
Meksykański żaglowiec uderzył w Most Brookliński
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1178
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1177
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1175