Amerykańskie lotnictwo w ostatnich dniach prowadziło naloty na pozycje dżihadystów z tzw. Państwa Islamskiego niedaleko Mosulu w północnym Iraku. W ich wyniku, jak podała m.in innymi uważana za tubę medialną Daeszu agencja Amak, zginął Abu Omar asz-Sziszani.
To, jak przypomina portal amerykańskiej telewizji CNN, jeden z najbardziej poszukiwanych przez Amerykanów dowódca dżihadystów, za wskazanie miejsca jego pobytu oferowano nagrodę 5 milionów dolarów.
Wstrzemięźliwość Amerykanów wobec ogłaszania, że tak ważny terrorysta nie żyje, jest uzasadniona. Bo już raz odtrąbiono jako sukces zabicie Asz-Sziszaniego, było to w marcu tego roku po nalotach w północnej Syrii. Potem się okazało, że był ciężko ranny, ale przeżył.
Teraz śmierci swojego czołowego dowódcy nie potwierdziło oficjalnie tzw. Państwo Islamskie. Ale wielu sympatyków dżihadu potraktowało informację o jego zabiciu poważnie i wspominają go jako męczennika na portalach społecznościowych.
Abu Omar asz-Sziszani to najbardziej znaczący bojownik tzw. Państwa Islamskiego pochodzący z terenu dawnego Związku Radzieckiego (urodził się w ostatnich latach jego istnienia w 1986 roku, w Gruzji).