Do demonstracji doszło co najmniej w 14 miejscowościach. Protesty koncentrowały się w dwóch regionach: w Amharze, gdzie zginęło co najmniej 30 osób, i w Oromii – nie mniej niż 67.
– Żołnierze strzelali na wprost do manifestantów. Szpitale są pełne rannych i zabitych – powiedział jeden z mieszkańców regionu Amhara. – Bardzo wielu zostało rannych, straciliśmy rachubę aresztowanych – mówił z kolei Mulatu Gemechu z opozycyjnego Federalistycznego Kongresu Oromo.
Demonstracje w obu regionach nie były ze sobą powiązane, protestujący domagali się od rządu czego innego. Świadczą natomiast o rosnącym napięciu społecznym w rządzonej autorytarnie Etiopii, bliskim sojuszniku USA. Amerykańska ambasada w Addis Abebie wyraziła „głębokie zaniepokojenie" z powodu rozstrzeliwania manifestantów. Stabilna Etiopia posiada duże znaczenie dla USA z powodu niekończących się wojen w sąsiedniej Somalii i Sudanie.
W Oromii leżącej na wschód od miasta konflikt tli się od listopada ubiegłego roku. Wtedy rząd ogłosił plany rozszerzenia granic Addis Abeby – na tereny plemienne Oromów. Wywołało to gwałtowne protesty rolników bojących się przymusowego wywłaszczenia i wysiedlenia. Działacze oromscy oceniali, że rządowe plany mogą dotknąć około miliona osób. Mimo rezygnacji z nich w styczniu ok. 150 tys. Oromów już zostało usuniętych z regionów graniczących z miastem. Ostatnie manifestacje były właśnie kulminacją protestów rozpoczętych w listopadzie, które zamieniły się w żądanie równouprawnienia całej grupy etnicznej. Na demonstracjach niesiono transparenty: „Przestańcie kraść ziemię", ale i „Chcemy wolności".
W regionie leżącym na północ od stolicy na ulice wyszli z kolei Amharowie, lud, którego kultura i język zdominowały Etiopię – również uważający, że jest obecnie dyskryminowany. Władze i dowództwo armii od 1991 roku są formowane na bazie Ludowego Frontu Wyzwolenia Tigraj, reprezentującego niewielki lud Tigrajów. Rządzi już ćwierć wieku dzięki rozgrywaniu niechęci właśnie między Oromami i Amharami – największymi grupami etnicznymi. Teraz jednak oni sami zostali zaatakowani. Amharowie wyszli na ulice, żądając, by Tigrajowie zwrócili im niewielki region Wolkayt. „Żądamy respektowania praw samorządu" domagali się manifestanci z Amharii.