David Koresh ogłosił się mesjaszem. Mężczyznom przykazał celibat, a sam spał z ich żonami i córkami. Jim Jones najpierw pozbawił swych wyznawców oszczędności, a następnie kazał im się przenieść z Kalifornii do dżungli w Gujanie, gdzie skłonił ich do masowego samobójstwa. Bhagwan Shree Rajneesh i Sun Myung Moon do perfekcji opanowali sztukę wyciągania od swych wiernych pieniędzy, aby - propagując niebiańskie ubóstwo - pławić się w doczesnym luksusie. Podobnie czynią tysiące przywódców innych sekt religijnych na całym świecie. W samych Stanach Zjednoczonych jest ich od 3 do 5 tysięcy. Tylko w okolicy Nowego Jorku można odnaleźć wyznawców kilkuset różnych Kościołów.
Sekty to mniejsze ugrupowania odłączające się od głównych nurtów swych Kościołów z różnych, często bardzo trywialnych przyczyn, które później podnoszone są do rangi fundamentalnych różnic doktrynalnych. Amerykańscy socjologowie wyróżniają jeszcze dodatkową kategorię małych sekt, tzw. kultów. Ich istnienie opiera się i koncentruje na charyzmacie przywódcy, któremu "wierni" oddani są bez reszty. Takimi przywódcami byli David Koresh i Jim Jones.
Zagubione owieczki i nieomylny pasterz
Ludzie może nie zawsze szukają Boga, czasem jednak czują się zagubieni w otaczającym ich świecie; przeżywają kryzysy, nie widząc sensu w tym, co robią. Odpowiednio zachęceni, mogą trafić do którejś z sekt. Dostają ulotkę lub spotykają sympatycznego młodzieńca, namawiającego do przyjścia na spotkanie i rozmowę o swoich problemach i sensie istnienia. Cóż szkodzi przyjść i posłuchać innych sympatycznych ludzi?
Grupa okazuje się wspaniała, wszyscy wyglądają na szczęśliwych, witają przybysza z uśmiechem. Przystąpienie do niej wydaje się rozwiązaniem wszelkich problemów, odnalezieniem własnej drogi, sposobem na odzyskanie szacunku dla samego siebie. Przez wiele miesięcy i lat można żyć szczęściem z odnalezionego celu i pełnionej misji. Niektórzy żyją tak całe życie. Inni po jakimś czasie orientują się, że nie to było ich celem. Zaczynają dostrzegać, co zrobiła z nich sekta. Jeśli mają jeszcze trochę silnej woli, wycofują się - a potem długo odzyskują równowagę.
Trudno pojąć, dlaczego adepci niektórych kultów zgadzają się na wszystko to, czego żądają od nich przywódcy. Jest to często efekt bardzo subtelnej manipulacji. Z jednej strony "bombardowanie miłością" ze strony wielkiej rodziny, jaką jest sekta; z drugiej -- postępująca izolacja od świata zewnętrznego, a przede wszystkim od własnej rodziny, która jest postrzegana jako największe zło (bowiem najczęściej stara się uwolnić neofitę spod wpływów sekciarzy) . Innym sposobem oddziaływania jest pranie mózgu: wielogodzinne wykłady, pogadanki, powtarzanie mantr, śpiewy, recytacje, itp. Jednocześnie człowiek otwiera się na innych, mówi o swoich słabościach, lękach, problemach. Wszystko to może zostać później wykorzystane przez przywódcę podczas kazania lub na wykładzie.