Możliwe odwołanie Czarneckiego spowodowane jest jego słowami wypowiedzianymi pod adresem innej eurodeputowanej, Róży Thun. - Podczas II Wojny Światowej mieliśmy szmalcowników, a dzisiaj mamy Różę von Thun und Hohenstein - mówił w rozmowie z niezalezna.pl wiceprzewodniczący PE. Polityk PiS w ten sposób zareagował na udział Róży Thun w niemieckim reportażu o bieżącej sytuacji w Polsce.
Liderzy czterech grup politycznych Parlamentu Europejskiego - Europejskiej Partii Ludowej, socjaldemokratów, liberałów i demokratów z ALDE oraz Zielonych - napisali w tej sprawie list do szefa PE Antonio Tajaniego, domagając się odwołania Czarneckiego z funkcji wiceprzewodniczącego europarlamentu.
We wtorek Thun i Czarnecki spotkali się z Tajanim, który zaprosił każde z nich osobno do siebie, by wyjaśnić kontrowersje wokół wypowiedzi polityka PiS. Spotkania nie przyniosły przełomu.
W rozmowie z RMF FM Guy Verhofstadt, lider europejskich liberałów w PE, zapowiedział, że jego frakcja nie będzie proponowała kandydata na miejsce Czarneckiego po jego odwołaniu. Były premier Belgii zapewnił, że szefowie grup politycznych w parlamencie uzgodnili, że stanowisko wiceszefa PE wciąż powinno należeć do Europejskich Konserwatystów i Reformatorów - frakcji, w której jest PiS.
- Uzgodniliśmy, że po odwołaniu Czarneckiego to konserwatyści z EKR przedstawią swojego kandydata - powiedział Verhofstadt, w sprawie którego instytut Ordo Iuris wysłał dziś wniosek do przewodniczącego Tajaniego. W związku z toczącą się sprawą karną, założoną przez dra Bawera Aondo-Akaa, Ordo Iuris domaga się uchylenia immunitetu parlamentarnego Verhofstadta. Powodem są słowa Belfa z lipca 2017 roku, gdy nazwał Marsz Niepodległości w Warszawie marszem "kilka tysięcy faszystów, neonazistów, białych suprematystów".