- Ten nieformalny szczyt zwołali ci, którym się wydaje, że można prowadzić politykę po staremu - przekonywał Dera, który ostrzegał, że zgłaszane przez prezydenta Emmanuela Macrona propozycje, by kraje odmawiające udziału w programie relokacji uchodźców, były karane finansowo to "początek rozpadu UE". W ocenie Dera jest to próba narzucenia narodom Europy przez elity polityki, której nie akceptują sami Europejczycy.
- Argumenty krajów Grupy Wyszehradzkiej są znane. My od dwóch lat wskazywaliśmy, że większość dużych krajów UE prowadzi błędną politykę względem imigracji - stwierdził z kolei wiceminister kultury Jarosław Sellin. - To spotkanie nieformalne jest tylko i wyłącznie na potrzebę polityki wewnętrznej Niemiec, na wyraźne życzenie kanclerz Niemiec Angeli Merkel, któremu uległ (szef KE Jean-Claude) Juncker - dodał. Sellin stwierdził też, że kryzys imigracyjny to "najpoważniejszy kryzys w UE od lat", dlatego "takie szczyty powinny być formalnymi szczytami".