Partia szła do tej pory jak burza, zdobywając miejsca w parlamentach niemieckich landów. Po ubiegłorocznych wyborach do Bundestagu stała się liderem opozycji. Był to oszałamiający sukces, który pozwalał mieć uzasadnione nadzieje na więcej. Jednak ubiegłej niedzieli w Bawarii stało się coś nieoczekiwanego.
    Zamiast spodziewanych w szeregach partii 15–20 proc. głosów AfD otrzymała zaledwie 10,2 proc. A więc nawet o 2 punkty procentowe mniej niż przed rokiem w wyborach do Bundestagu.  Przegrała z CSU, co oczywiście nie dziwi, ale uległa też konserwatywnemu i mocno prawicowemu ugrupowaniu Wolnych Wyborców (FW).