„Dymitrze Samozwańcu, precz z Kremla!”, „Przecz z samodzierżawiem i dziedziczeniem tronu!” – z takimi transparentami przeszli ulicami Petersburga zwolennicy opozycyjnej koalicji Inna Rosja. Odwołanie się do samodzierżawia nie było przypadkowe. Lider opozycji Garri Kasparow, który poprowadził pochód, tłumaczył, że właśnie 3 marca przypada 91. rocznica abdykacji ostatniego cara Mikołaja II.
Porównanie ostatniego monarchy z dynastii Romanowów do wybranego w niedzielę nowego prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa miało symbolizować nieodwracalność zakończenia dziedzicznych rządów, w które, zdaniem opozycji, przekształcił się rosyjski system polityczny.Demonstracja w Petersburgu była jedynym masowym protestem ulicznym, jaki udało się zorganizować opozycji po niedzielnych wyborach. W innych miastach kraju na ulice wyszły tylko prokremlowskie młodzieżówki. Właśnie brakiem wolnych placów stołeczna administracja uzasadniła brak zgody na przeprowadzenie opozycyjnej demonstracji w Moskwie. Organizatorzy postanowili jednak nie rezygnować ze swoich planów.
O tym, że dojdzie do starć z milicją, świadczyły dziesiątki autobusów z OMON i ciężarówek ze specnazem. Ściągnięto je już z samego rana w okolice placu Turgieniewa, planowanego miejsca rozpoczęcia protestu. Wobec groźby blokady stacji metra i przylegających uliczek opozycjoniści zawczasu ulokowali się w pobliskich kawiarniach.Milicja rozszyfrowała ich wybieg i pięć minut przed wyznaczoną godziną rozpoczęła aresztowania. Najbardziej widowiskowo wyglądała interwencja mundurowych w McDonaldzie. Wtargnęli do restauracji, wyciągając zza stołów kilku aktywistów nielegalnej Partii Narodowo- Bolszewickiej. Na komisariat trafiło ponad 50 osób.
– Nie jesteśmy partią rewolucyjną. Chcemy systemowych reform demokratycznych – mówił „Rz” kilka godzin przed zatrzymaniem Nikita Biełych, lider opozycyjnego Sojuszu Sił Prawicy. Na plac Turgieniewa udał się jako obserwator. Podobnie jak znany obrońca praw człowieka Lew Ponomariow. Obu schwytano, gdy udzielali wywiadów. – Prawdziwych wyników wyborów nie poznamy już nigdy – być może ta opinia Biełycha, którą podzielił się z dziennikarzami, wywołała agresję milicji.Mimo licznych udokumentowanych przypadków fałszerstw i sztucznego napędzania frekwencji oficjalnie obowiązuje w Rosji opinia, że wybory „przebiegały spokojnie i bez większych naruszeń”. Do podobnych wniosków, ku zaskoczeniu nawet rosyjskich dziennikarzy, doszli przedstawiciele Parlamentarnego Zgromadzenia Rady Europy.
„Rosjanie głosowali za stabilnością i kontynuacją, a nowy prezydent otrzymał solidny mandat większości mieszkańców kraju” – cytował fragment raportu kierownik misji Andreas Gross. Nie potrafił wytłumaczyć dziennikarzom, na jakiej podstawie doszedł do takich wniosków, skoro jego koledzy prowadzili obserwację tylko w trzech miastach. W końcu przyznał, że słyszał o przypadkach przymusu stosowanego wobec wyborców. „Taka już jest jednak rosyjska specyfika” – powiedział.