– Właściwie nie wiem, jakie jest pańskie stanowisko w sprawie tarczy – takimi słowami zaczął rozmowę z Donaldem Tuskiem w Białym Domu prezydent George W. Bush. I był to początek, na jaki liczyli polscy dyplomaci, świadczył bowiem o tym, że Amerykanie wreszcie gotowi byli wsłuchać się w polskie stanowisko. Jak powiedział po wyjściu z Białego Domu Tusk, amerykański przywódca złożył trzy bardzo istotne i konkretne deklaracje: wziął na siebie ciężar uspokojenia obaw Rosji, zagwarantował osobiste zaangażowanie w materialną pomoc dla polskiej armii i zapowiedział skrócenie czasu opracowania konkretnej oferty takiej pomocy.
– Strona amerykańska zrozumiała, że nasze wspólne zadanie to wypracowanie odpowiedniego poziomu akceptacji dla tego projektu ze wszystkich stron – mówił premier podczas konferencji prasowej. Zdaniem polskich dyplomatów naszym władzom udało się „przedefiniować zasady tych negocjacji” i zmienić spojrzenie Amerykanów.
– Premier Tusk doskonale sprawdził się jako negocjator w politycznej pierwszej lidze światowej. Uzyskał wszystko, co chcieliśmy uzyskać, i jeszcze trochę – powiedział „Rz” minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Tak premier, jak i szef dyplomacji podkreślali, że obie strony wciąż czekają długie i żmudne rozmowy. Ich zdaniem jest za wcześnie, by mówić o dacie ich zakończenia i szczegółach ewentualnego porozumienia. – Dajemy sobie po przyjacielsku trochę czasu – mówił Tusk.
– Negocjując z administracją Busha, Polska może uzyskać najwięcej. Dlatego nie powinniśmy czekać na wyborcze zmiany w Białym Domu – przekonuje jednak Paweł Zalewski, były szef Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.
Piotr Gillert z Waszyngtonu