Parlament w Nairobi rozpoczął wprowadzanie do prawodawstwa Kenii zasad porozumienia pokojowego zawartego pod koniec lutego między prezydentem Mwai Kibakim i liderem opozycji Railą Odingą. Głównym punktem porozumienia jest podział władzy między obu polityków: Odinga ma zostać premierem, a prawo do odwołania go będzie miał wyłącznie parlament, a nie prezydent. Teoretycznie porozumienie, zawarte w dużym stopniu dzięki mediacji byłego sekretarza generalnego ONZ Kofiego Annana i prezydenta Tanzanii Jakaya Kikwete oraz naciskom USA, powinno zapewnić pokój w kraju. I na jakiś czas zapewni. Jednak kryzys, który rozpoczął się po grudniowych wyborach, jest daleki od zakończenia.

W ciągu dwóch miesięcy doszło do fali czystek etnicznych, w wyniku których ok. 600 tys. ludzi zostało wygnanych z domu, a co najmniej 1500 straciło życie. Kenia uznawana za modelowy przykład afrykańskiej demokracji pokazała ponure oblicze. Dochodziło do masowych mordów, podpaleń. Ofiarami padali głównie Kikujowie stanowiący zaplecze polityczne prezydenta Kibakiego. W odwecie wspierani (jak twierdzi wiele źródeł) przez ludzi prezydenta mordowali członków plemion Luo i Kalendżin lojalnych wobec Odingi. Przez dwa miesiące obaj politycy odrzucali oskarżenia o kierowanie rzeziami, żaden nie zdobył się na powstrzymanie morderców. Porozumienie kładzie kres sporowi wynikłemu po wyborach (sfałszowanych przez obie strony), ale nie rozwiązuje zasadniczych problemów, które legły u podstaw fali przemocy. Głównym jest niesprawiedliwy zdaniem wielu Kenijczyków rozdział bogactw kraju, zwła- szcza dostęp do ziemi w najbogatszej jego części – Rift Valley. Ziemia ta od odzyskania przez Kenię niepodległości należała głównie do Kikujów, co budziło nienawiść innych plemion, zwłaszcza Luo.

Sposobem na załagodzenie sytuacji miała być wieloetniczna konstrukcja rządu, ale przy każdych wyborach politycy wykorzystywali napięcia między plemionami do mobilizowania swojego elektoratu. Przez całe lata 90. wybory w Kenii były powodem fali przemocy o mniejszej lub większej skali na tle dostępu do ziemi. W tym sensie osiągnięte w styczniu porozumienie nie jest żadnym przełomem, wręcz przeciwnie – jest powtórką umowy zawartej po poprzednich wyborach (w 2002 r.) między tymi samymi politykami. Wówczas Odinga też miał być premie- rem, ostatecznie Kibaki nie podzielił się z nim władzą. Tym razem porozumienie zawarto przy znacznie większym zainteresowaniu opinii międzynarodowej i przy zaangażowaniu największych autorytetów politycznych Afryki, zwłaszcza Annana.

To daje nadzieję na pokój w Kenii. Doświadczenie ostatnich dwóch miesięcy pokazało też jednak, że nienawiść plemienna jest stałym elementem życia w Kenii. I wystarczy, by jeden z obecnych partnerów koalicji wypowiedział umowę, by ukazała swoje oblicze ze zdwojoną siłą.