Potwierdziły się polityczne prognozy na Ukrainie. W pierwszej rundzie wyborów prezydenckich zwyciężył Wiktor Janukowycz przed Julią Tymoszenko. Ta para zmierzy się ze sobą za trzy tygodnie w decydującej rozgrywce.
Według exit poll przeprowadzonego przez kijowską fundację Demokratyczne Inicjatywy byłego premiera i lidera prorosyjskiej opozycji Janukowycza poparło 31,3 proc. wyborców. Jego rywalka, obecna szefowa rządu, dostała 27,1 proc. Inni kandydaci, w tym prezydent i bohater pomarańczowej rewolucji Wiktor Juszczenko (6 proc.), pozostali daleko w tyle.
W pierwszych powyborczych wypowiedziach Julia Tymoszenko przyjęła ostry ton. – Reprezentujący kręgi kryminalne Janukowycz nie ma szans! – wołała.
Janukowycz z kolei zachowywał się ugodowo. – Zrobię wszystko, by Ukraina była niepodległa, silna, a ludziom żyło się lepiej – mówił.
Wynik pierwszej rundy nie był dla Ukraińców zaskoczeniem. Od wielu miesięcy sondaże przewidywały właśnie takie starcie. – Nie jestem zdziwiony rezultatem tych wyborów. W ciągu ostatnich pięciu lat elita polityczna na Ukrainie była zajęta głównie sobą, a nie rozwiązywaniem problemów w swoim kraju – mówi „Rz” Adam Daniel Rotfeld, były szef polskiego MSZ, który był w Kijowie podczas rewolucji pięć lat temu. – Liderzy pomarańczowego obozu kłócili się i oskarżali nawzajem, a beneficjentem takiego zachowania był Janukowycz – dodaje.