Mieszkający nad Odrą Niemcy biją na alarm oskarżając głównie Polaków o kradzież paneli słonecznych. Z ustaleń specjalnej komisji "Słońce" w graniczącej z Polską Brandenburgii wynika, że kradzieżami zajmują się grupy przestępcze z Europy Wschodniej. W 2012 roku komisja badała ponad 60 przypadków takich kradzieży.
Złodzieje demontują z najczęściej źle zabezpieczonych małych elektrowni słonecznych około 100 paneli, ładują je do małej ciężarówki i uciekają do Polski - powiedział kierujący policyjną komisją Detlev Schaulandt. Ubiegłoroczne straty oceniane są na 2 mln euro; jeden panel kosztuje od 300 do 500 euro.
Kradzieże na granicy to stary problem. Zaczęło się od słynnej jumy jeszcze w czasach PRL-u kiedy złodziejskie wyprawy za Odrę, po byle co ,należały do ulubionych zajęć części młodzieży po polskiej stronie granicy. Potem były samochody, które nie zawsze kradli Polacy ale wiele tych czynów szło na konto polskich złodziei. Kursował nawet dowcip: Jedź do Polski, twój samochód już tam jest. Był nawet moment gdy berlińskie media z nieskrywanym podziwem opisywały wyprawę złodziei(podobno Polaków) do garażu luksusowego hotelu Adlon, gdzie zaparkował jeden z pierwszych maybachów. Złodzieje nie dali rady ale fakt ,że się odważyli miał świadczyć o ich wysokim profesjonalizmie.
W ostatnich latach w nadgranicznych miejscowościach po stronie niemieckiej mnożyły się kradzieże z domków letniskowych, maszyn budowlanych oraz traktorów. Kradzież trzech traktorów ujawniono kilka lat temu gdy wioząca je ciężarówka zablokowała się na wąskim wjeździe na most łączący Frankfurt nad Odrą ze Słubicami.
Podobne rzeczy dzieją się na granicy niemiecko-czeskiej. – To efekt Schengen – twierdzą mieszkańcy nadgranicznych miejscowości. Od tego czasu wzrost kradzieży na wschodnich obrzeżach Brandenburgii wynieść miał 250 proc.