Zdawało się, że wraz z odejściem z politycznej sceny panów Schrödera i Chiraca skończyła się era tworzenia antyamerykańskiej i antypolskiej osi Paryż – Berlin – Moskwa. Okazuje się jednak, że nasze nadzieje były płonne.
Wyleciał co prawda, Bogu dzięki, francuski element, ale oś odżyła w skróconej długości i stała się tworem dwustronnym niemiecko-rosyjskim, czymś w rodzaju nowego Rapalla, które zostało zawarte w 20. latach ubiegłego stulecia pomiędzy Republiką Weimarską a Rosją Radziecką, w dwa lata przed powstaniem Związku Radzieckiego. Porozumienie miało podwójne ostrze: antyfrancuskie i antypolskie. To drugie było bardziej wyraziste i bojowe. Zarówno ówczesny Berlin, dla którego odrodzona Polska była „państwem sezonowym”, jak też ówczesna Moskwa, która zionęła żądzą odwetu za klęskę zadaną jej w marszu do światowej rewolucji przez marszałka Piłsudskiego w 1920 roku, nie zdołały dopiąć obranego celu w ciągu kadencji Republiki Weimarskiej i ery Trockiego. Zrealizowali ich cele Adolf Hitler i Józef Stalin po zawarciu super-Rapalla w 1939 roku.
Można by oczekiwać, że dzisiejsze Niemcy i współcześni Rosjanie są pomni owych wydarzeń o tragicznych następstwach dla obydwu wspólników zbrodniczej agresji przeciwko Polsce. Ale znani z niezwykłej delikatności i uprzejmości, istniejącej wprawdzie tylko w pobożnych życzeniach, politycy nad Szprewą stosują zazwyczaj metody używane przeważnie w gronie nosorożców i hipopotamów.
Tak się też teraz stało na sympozjum w Berlinie w Fundacji Quandtów, bardzo bogatej rodziny przemysłowców, ale jak niedawno ujawniono, z bardzo brzydkim epizodem z hitlerowskiego okresu.
Otóż nie zważając na wszystkie wspomniane okoliczności, dwaj wybitni socjaldemokraci niemieccy, a mianowicie minister spraw zagranicznych, a od niedawna również wicekanclerz Frank-Walter Steinmeier i ekskanclerz Gerhard Schröder, obecnie urzędnik rosyjskiego Gazpromu, proklamowali, nie oglądając się na Unię Europejską i Amerykę, swoje credo rosyjskie.