Elitarny niemiecki Uniwersytet Alberta-Ludwiga wprowadził testy na inteligencję dla studentów. Ci z IQ powyżej 130 są zwalniani z opłat za naukę. Pozostali muszą zapłacić 500 euro za semestr. Sprawa trafiła do sądu.
To, co miało być zręcznym chwytem PR, zakończyło się kłótnią o to, czym jest inteligencja, w jaki sposób powinno się ją mierzyć i jak ją nagradzać.
– Testy na inteligencję to świetny pomysł. Pozwalają nam zdobyć najzdolniejszych studentów. Konkurencja jest ostra. Dlatego studiują u nas za darmo – tłumaczy w rozmowie z „Rz” Eva Opitz, rzeczniczka uniwersytetu we Fryburgu Bryzgowijskim. Jej zdaniem uniwersytety nie mają innego wyjścia. Muszą szukać nowych sposobów na zdobywanie potencjalnej elity. Chodzi zarówno o reputację oraz wsparcie finansowe ze strony państwa, jak i o przyszłość naukową uczelni.
– Chcemy mieć pewność, że u nas studiują najlepsi. A poziom inteligencji to bardziej miarodajny wskaźnik uzdolnienia niż np. wyniki maturalne. W końcu to, że ktoś jest kujonem, nie oznacza, że jest uzdolniony. Tylko testy na inteligencję pozwalają ustalić, na co stać studenta – dodaje. W tej chwili 150 osób korzysta z fryburskiej „ulgi dla inteligentnych”. Pozostałe czują się ofiarami dyskryminacji.
Miesiąc temu student prawa Thorsten Deppner oraz trzech innych podało uniwersytet do sądu. Uważają, że są zdolni, i nie rozumieją, dlaczego nie zostali zaliczeni do wąskiego grona „inteligentnych”.