Wizyta polskiego premiera w Niemczech miała symbolizować nowe otwarcie we wzajemnych stosunkach. Dyplomaci ostrzegali jednak, że nie przyniesie ona konkretnych deklaracji. I nie przyniosła.
Oba kraje pozostały przy dotychczasowych stanowiskach w sprawach gazociągu północnego, Centrum przeciwko Wypędzeniom i niemieckich roszczeń wobec Polski. Premier Donald Tusk ogłosił za to, że udało się odblokować współpracę oświatową i wymianę młodzieży. – Łatwe sprawy rozwiązujemy od ręki i bardzo się cieszę, że w tych, które trochę uwierały i polską, i niemiecką stronę, znaleźliśmy wspólny język dosłownie w ułamku sekundy – mówił premier.
Najbardziej wymiernym efektem wizyty jest nieoficjalna informacja przekazana polskiej delegacji o możliwości zniesienia rosyjskiego embarga. Władimir Putin w czasie rozmowy telefonicznej miał obiecać pani kanclerz, że do końca grudnia Moskwa wycofa się z zakazu importu mięsa z Polski.
Natomiast najważniejsze problemy polsko-niemieckie odłożono na później. Kanclerz dała do zrozumienia, że jej rząd nie zamierza rezygnować z umieszczenia w Berlinie widocznego znaku, który ma upamiętnić wypędzonych. Ekspert od stosunków polsko-niemieckich Marek Cichocki nie widzi szans na zmianę tego stanowiska. – Politycy chadeccy, ale nie tylko, są przywiązani do koncepcji widocznego znaku i nie będą chcieli jej zmienić – mówi „Rz”. Jego zdaniem Berlin nie wykazał gotowości do przyjęcia odpowiedzialności za ewentualne roszczenia wypędzonych wobec Polski.
– Takie roszczenia nie mają podstaw – powiedziała wczoraj Merkel i powtórzyła, że żaden rząd federalny nie będzie zajmował innego stanowiska.