Hiszpania z przerażeniem odkrywa, co działo się w prywatnych klinikach aborcyjnych. Po przeszukaniu czterech takich placówek w Barcelonie i zatrzymaniu sześciu osób przyszła kolej na Madryt Dziennik „ABC”, który zdecydował się zamieścić na swych stronach internetowych filmik nakręcony w madryckiej klinice Isadora, ostrzega, że obrazy są drastyczne. To prawda. Czytelnika czeka szok bez względu na to, co myśli o aborcji. Jego oczom ukazuje się widok rzezi niewiniątek. Jak inaczej określić zdjęcia pulchnych nóżek i rączek ułożonych na białym płótnie? Nie trzeba być ekspertem, by stwierdzić, że to części ciałek dzieci wystarczająco rozwiniętych, by żyć. Gdyby pozwolono im przyjść na świat. Znaleziono je w śmieciach, wśród zużytych strzykawek, opakowań po lekach, zwojów gazy i innych odpadków. Makabrycznego odkrycia dokonano parę miesięcy temu, ale Isadora bynajmniej nie została z tego powodu zamknięta i nikogo nie pociągnięto do odpowiedzialności. Dopiero medialny hałas wokół makabrycznych odkryć w siostrzanych placówkach w Barcelonie sprawił, że powrócono do sprawy Isadory.

Do śledczych zgłaszają się też mieszkańcy domu numer 41 przy ulicy Zurbano w Madrycie, w którym mieścił się zamknięty w tych dniach CB Medical Ginemedex należący do zatrzymanego w Barcelonie peruwiańskiego doktora Carlosa Morina. Twierdzą, że nieraz skarżyli się lokalnym władzom na zapełnianie wspólnego śmietnika szpitalnymi odpadkami, wśród których były „dziwne szczątki, krew i inne płyny”. Za samo wyrzucanie szczątków ludzkich do śmieci placówka Morina powinna zostać ukarana. Hiszpańskie prawo nakazuje kremowanie płodów.

„Wygraliśmy, morderczyni!” – usłyszała na ulicy pracownica zamkniętej kliniki

To niejedyne „nieprawidłowości” wykryte w przeszukanych klinikach. Pewien ginekolog-chirurg wielce się zdziwił, że jego nazwisko figuruje w kartach 50 pacjentek, których – jak twierdzi – nie widział nigdy na oczy. Powstaje pytanie: Skoro to nie on usunął im ciążę, to kto to zrobił i dlaczego podrobiono podpis chirurga? Śledczy z Barcelony odkryli, że w tamtejszych klinikach aborcyjnych ciążę usuwały czasem pielęgniarki, a anestezjologów zastępowali ginekolodzy. Byli wśród nich cudzoziemcy niemający pozwolenia na prowadzenie praktyki lekarskiej w Hiszpanii.Hiszpanie są w szoku, bo sądzili, że zabiegi, za które żądano 3000 – 4000 euro, są przeprowadzane przez wysokiej klasy specjalistów. Rośnie więc niechęć do personelu tego rodzaju placówek. Jak doniósł „El Pais”, pracownica zamkniętej kliniki z ulicy Zurbano została zaatakowana przez zamaskowanych ludzi. Jeden z napastników szepnął jej: „Wygraliśmy, morderczyni!”. Przerwania ciąży można w Hiszpanii dokonać legalnie, gdy zagraża ona życiu i zdrowiu matki, jest wynikiem gwałtu albo płód jest zdeformowany. Mimo surowego prawa w zeszłym roku zarejestrowano 70 tys. aborcji. 97 proc. dokonano w klinikach prywatnych.