Cel na poligonie na Kamczatce został trafiony we wtorek najpierw przez rakietę RMS-54 Siniewa (SS-N-23 Skiff – według klasyfikacji NATO) wystrzeloną z atomowego okrętu podwodnego „Tuła” z północnej części Morza Barentsa. Kilka godzin później drugi pocisk nadleciał z kosmodromu w Plisiecku. Tym razem był to RS-24 z rozdzielającymi się samonaprowadzającymi głowicami.
Tego samego dnia na norweskich radarach pojawiły się dwa strategiczne rosyjskie bombowce Tu-160 (zdolne do przenoszenia pocisków nuklearnych). Natychmiast na ich spotkanie wyleciały norweskie myśliwce. Rosjanie nie zdecydowali się jednak lecieć nad Norwegią – skręcili w stronę Danii.
W pobliżu strefy bezpieczeństwa tego kraju bombowce – dwa duńskie F-16 już były w powietrzu – zawróciły i poleciały w kierunku Wielkiej Brytanii, psując święta lotnikom RAF. W środę rano o naruszeniu jej przestrzeni powietrznej przez rosyjski samolot wojskowy poinformowała Finlandia.
Rosjanie nie kryją, że wzmożona pod koniec roku częstotliwość prób rakiet balistycznych i lotów bombowców strategicznych to nie tylko dowód modernizacji ich sił zbrojnych, lecz także demonstracja siły wobec planów rozmieszczenia przez USA elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. „Tarcza nie jest wymierzona przeciwko hipotetycznym zagrożeniom ze strony Iranu. Jej celem jest powstrzymanie Rosji” – oświadczył szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow w wywiadzie dla dziennika „Wriemia Nowostiej”.
Według rosyjskiej prasy, gdy 17 grudnia okręt „Tuła” wykonał pierwszy udany strzał rakietą Siniewa, dowódca Rakietowych Wojsk Strategicznych Rosji Nikołaj Sołowcow nieprzypadkowo odniósł się do planów Amerykanów w Europie. – Nie wykluczam, że część naszych rakiet międzykontynentalnych zostanie wycelowana w obiekty tarczy w Polsce i Czechach – oznajmił.