Była stewardesa, potomek imigranta z Jemenu, jeden z liderów CDU, walczący z kapitalizmem przedstawiciel niemieckiej lewicy i zdeklarowany liberał – to ludzie, którzy chcą zmienić Niemcy. Zaczynają od Hesji, jednego z najbogatszych landów, gdzie reprezentują swe partie w niedzielnych wyborach do lokalnego parlamentu.
Lokalne wybory dawno nie wywoływały w Niemczech takich emocji. Od ich wyników zależy, czy kanclerz Merkel umocni swą pozycję zarówno w CDU, jak i na czele koalicyjnego rządu, i jaki kurs będą realizować Niemcy. Czy zwycięży gospodarczy liberalizm i konserwatyzm CDU, czy nasili się zjawisko przesuwania sympatii obywateli w kierunku lewicy.
„Powstrzymać Ypsilanti, Al-Wazira i komunistów” – głoszą plakaty w całej Hesji. Firmuje je Roland Koch, premier landu z CDU. Andrea Ypsilanti, była stewardesa, jest szefową heskiej SPD, a Tarek Al-Wazir, który ma ojca Jemeńczyka, reprezentuje Zielonych.
SPD i Zieloni chcą pozbawić władzy CDU, ale może się to okazać niemożliwe bez poparcia Partii Lewicy („komunistów”, jak mówi Koch). Z sondaży wynika, że powstała z połączenia postkomunistów z NRD i dysydentów z SPD partia ma szanse przekroczenia pięcioprocentowego progu wyborczego.
Byłby to pierwszy sukces tego ugrupowania w samym sercu zachodnich Niemiec. Kilka miesięcy temu jego przedstawiciele zajęli miejsca w parlamencie Bremy, od dawna współrządzą w Berlinie (stolica Niemiec jest równocześnie landem) i Meklemburgii-Pomorzu Przednim.