Polscy żołnierze mają opuścić Irak do końca października. Wtedy odpowiedzialność za prowincję przejmą Irakijczycy. Problem w tym, że wciąż nie ma szczegółowego planu wycofania misji. Do końca nie wiadomo m.in., co stanie się ze sprzętem znajdującym się w Iraku. A jest tego: 180 sztuk różnego rodzaju sprzętu wojskowego, ok. 500 kontenerów oraz 3 tys. ton materiałów.
Płk Wiesław Brona, szef logistyki wielonarodowej dywizji w Diwanii, przyznał „Rz”, że opracowano wstępny plan wyjścia z Iraku. – Pierwszy etap ma się zakończyć w kwietniu, drugi w czerwcu, a całkowite wycofanie ma nastąpić nie później niż w połowie października – zaznacza. Nie wyklucza, że plan może się zmienić. – Pewne jest, że za transport zapłacą Amerykanie – dodaje płk Brona.
Lokalni przedstawiciele władz zabiegają, aby sprzęt przekazać irackiej armii i policji. Władysław Stasiak, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego przebywający z wizytą w Iraku, przyznał, że warto to rozważyć. – W ten sposób zwiążemy Irakijczyków z Polską, co potem możemy wykorzystać w relacjach biznesowych – stwierdził.
Irakijczycy nie chcą jednak, aby polskie wojska wycofały się, a wielonarodowa dywizja Centrum Południe w Diwanii została rozwiązana. W nieoficjalnych rozmowach podkreślali, że w prowincji może się polać krew. Tym bardziej że na 1 października zaplanowano wybory do lokalnych władz prowincji Diwanija.
Kontrowersje budzi też kwestia przyszłości prawie 40 irakijskich tłumaczy pracujących dla polskiego wojska. W grudniu 2007 r. premier Donald Tusk zapewniał, że zostaną sprowadzeni do Polski. Dziś nie jest to pewne. – Jeśli się na to zdecydujemy, będziemy musieli im pomóc w znalezieniu pracy czy mieszkania. Na dodatek prawie wszyscy mają liczne rodziny – mówi jeden z wysokich rangą polskich oficerów z Bazy Echo w Diwanii.