Taki jest postulat sobotniego zjazdu Związku Wypędzonych w Berlinie. Pani Steinbach, która stoi na czele organizacji od dziesięciu lat, została na nim po raz kolejny wybrana na przewodniczącą. Za głosowało 51 delegatów, przeciwko 11.
Wniosek zgłaszający kandydaturę Steinbach do władz mającego powstać w Berlinie centrum dokumentacji i informacji na temat powojennych wysiedleń Niemców – „Widocznego znaku” – przyjęto już jednak niemal jednomyślnie. Zaledwie dwóch delegatów wstrzymało się od głosu.
– To oczywiste, że ofiary (wysiedleń) powinny być włączone w realizację projektu, a także zarządzanie placówką – mówiła cytowana przez PAP Steinbach.
W marcu rząd przyjął założenia mającego powstać projektu. Znalazł się w nich zapis, że we władzach „Znaku” powinna się znaleźć „stosowna reprezentacja” wysiedlonych.
Działalność szefowej związku od wielu lat jest jednak bardzo krytycznie oceniana w Polsce. Podczas zjazdu dziennikarze zapytali Steinbach, czy zdaje sobie sprawę, że Polacy niezbyt chętnie widzieliby ją we władzach „Widocznego znaku”. – To problem Polski, a nie Niemiec – odparła.