Od paru dni na Kubie publikowane są materiały służby bezpieczeństwa: mejle, rozmowy telefoniczne, zdjęcia i filmy mające potwierdzić tezę władz, że opozycjoniści to „zdrajcy pozostający na żołdzie USA”.

Do ataku na dysydentów przyłączył się szef dyplomacji Felipe Perez Roque, który wezwał w czwartek Waszyngton do wyjaśnienia, dlaczego pozwala skazanemu w USA terroryście finansować z więzienia działalność opozycji na Kubie.

Chodzi o Santiago Alvareza, działacza antycastrowskiej organizacji Rescate Juridico (Pomoc Prawna), odbywającego w USA karę pozbawienia wolności za nielegalne posiadanie broni. Kubańskie MSZ twierdzi, że przesyła on pieniądze i pomoc materialną dla dysydentów za pośrednictwem szefa Sekcji Interesów Amerykańskich (SINA) w Hawanie Michaela Parmly’ego. – To oznacza naruszenie dwustronnych i międzynarodowych umów – oburzył się szef kubańskiego MSZ, podkreślając, że Parmly nieraz sam dawał pieniądze „na potrzeby tych najemników”. SINA odpowiada, że „dostarczanie pomocy humanitarnej Kubańczykom, zwłaszcza pomaganie rodzinom więźniów politycznych, które nie są dobrze traktowane przez własny rząd”, jest od dawna elementem polityki USA wobec Kuby.

Wśród „najemników opłacanych przez USA” rząd wymienia czołową postać opozycji Marthę Beatriz Roque, zwolnioną w 2004 r. z więzienia, i Laurę Pollan ze skupiającego krewne więźniów politycznych ruchu Kobiety w Bieli. Dysydenci przyznają, że korzystają z pomocy zagranicznej. Przypominają, iż nie mają innych środków utrzymania, bo rząd nie pozwala im pracować. Kampania przeciwko opozycji ma jeden plus: dziennikarze reżimowych mediów pierwszy raz dopuścili do głosu dysydentów.

Jednocześnie władze zdobyły się na gest dobrej woli. 89-letnia Hilda Morejon, matka słynnej kubańskiej neurochirurg Hildy Moliny, która popadła w niełaskę za zakwestionowanie „handlowego podejścia” reżimu do medycyny, będzie mogła wyjechać do wnuka do Argentyny. Hilda Molina ubiegała się o zezwolenie na wyjazd z matką od 14 lat.