W wybuchu, do którego doszło w nocy z czwartku na piątek, rannych zostało 50 osób. Opozycja bała się, że prezydent wykorzysta zamach do rozprawy z przeciwnikami politycznymi. Aleksander Łukaszenko twierdzi jednak, że opozycja nie ma podstaw do obaw. – Po co miałbym im (rywalom – red.) przykręcać śrubę? Co takiego się stało, że mielibyśmy to robić? – mówił dziennikarzom.

Łukaszenko nie wierzy, by był celem zamachu. – Ja jestem chroniony. Ta akcja była skierowana przeciw zwykłym ludziom, a dokonali jej nikczemnicy i tchórze. To im trzeba przykręcać śrubę – podkreślił.

Do eksplozji bomby doszło podczas koncertu gwiazd rosyjskiej i białoruskiej estrady. Najciężej poszkodowani nadal przebywają w szpitalach. Prokuratura wszczęła śledztwo. Według Łukaszenki białoruskim śledczym pomagają w dochodzeniu oficerowie rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Mińsk ujawnił, że pomoc techniczną zaoferowała nawet FBI, ale jej przedstawiciele w Waszyngtonie nie potwierdzili tych doniesień.

W pokojowe zapewnienia prezydenta nie wierzy jednak opozycja. – Słowom prezydenta nie warto dawać wiary. On już nieraz udowodnił, że jego słowa nie idą w parze z czynami – powiedział „Rz” Anatolij Lebiedźka, szef białoruskiej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej. – Łukaszenko publicznie odżegnuje się od oskarżeń pod naszym adresem, ale jego gazeta „Sowietskaja Biełaruś” już obarczyła nas winą za tragedię.

t.serwetnyk@rp.pl