– Decyzję podjęliśmy po długiej debacie – mówi „Rzeczpospolitej” lider Partii BNF Lawon Barszczeuski. – Władze nie zarejestrowały naszych czołowych kandydatów, nie przyjęły naszych przedstawicieli do lokalnych komisji wyborczych. To oznacza, że nie chcą prawdziwego liczenia głosów. W wielu miastach mamy szanse, ale władze przypisałyby naszym kandydatom najwyżej po 5 proc. głosów.
Niezarejestrowani zostali dwaj wiceszefowie tej partii: Wincuk Wiaczorka i Wiktar Iwaszkiewicz. Do lokalnych komisji wyborczych weszło zaledwie pięciu przedstawicieli Partii BNF. W dodatku wyłącznie w niewielkich, mało znaczących okręgach.
– Możemy się wycofać z bojkotu wyborów, jeżeli nasi kandydaci znajdą się na listach wyborczych, a nasi przedstawiciele w komisjach – dodaje Lawon Barszczeuski.
Zarejestrowani już kandydaci wykorzystają przyznane im środki na kampanię wyborczą (równowartość około 2 tys. złotych, więcej wydać nie wolno) na przykład na drukowanie ulotek. Będą przemawiać w telewizji i radiu oraz prezentować swój program w gazetach. Pisma informujące o zrezygnowaniu z udziału w wyborach złożą 23 września, pięć dni przed głosowaniem.
Według informacji podanych przez Centralną Komisję Wyborczą i opozycję spośród 276 kandydatów na deputowanych (na 110 miejsc) 78 to reprezentanci opozycyjnych Zjednoczonych Sił Demokratycznych, w tym 26 ze Zjednoczonej Partii Obywatelskiej, 16 z Partii BNF, 13 z Białoruskiej Partii Komunistów, 11 z Biało-ruskiej Socjaldemokratycznej Partii (Hramada). Oprócz nich jest grupa około 20 przedstawicieli konkurencyjnej opozycyjnej Listy Europejskiej. W 12 okręgach odbędą się wybory bezalternatywne, czyli z jednym kandydatem. Z reguły jest to przedstawiciel władzy.