– To dzień jedności. Chcemy pokazać całemu światu, że Gruzini nie boją się niczego, i mam nadzieję, że świat usłyszy nasze przesłanie – mówił dziennikarzom artysta Natela Zarandia. Akcja nosiła nazwę „Stop Russia”, a zorganizowali ją deputowani do parlamentu i organizacje społeczne. Demonstranci, trzymający gruzińskie flagi i plakaty z napisami „Stop rosyjskiej agresji przeciwko Gruzji”, stali w długim łańcuchu od placu Wolności w centrum Tbilisi do siedziby ambasady rosyjskiej. Było ich, według władz, 300 tysięcy. Podobne demonstracje odbyły się w innych miejscowościach Gruzji.
Demonstrację w stolicy poprzedziła wielka akcja propagandowa. O udział apelował prezydent Micheil Saakaszwili i prawosławny patriarcha Eliasz II.
Relacje rosyjsko-gruzińskie mogą się skomplikować jeszcze bardziej, bo Moskwa oświadczyła, że po zerwaniu stosunków dyplomatycznych i likwidacji rosyjskiej ambasady w Tbilisi pozostały tam rosyjski konsulat nie będzie wydawał wiz Gruzinom. Konsulat gruziński w Moskwie wizy wydaje.
Na pograniczu z separatystyczną Osetią Południową sytuacja się uspokoiła, ale pojawiają się coraz to nowe informacje dotyczące wydarzeń podczas wojny. Organizacja praw człowieka Human Rights Watch oświadczyła, że analiza zdjęć satelitarnych wykazała, iż pięć wiosek niedaleko Cchinwali, zamieszkanych przez Gruzinów, zostało celowo spalonych, a nie zniszczonych podczas walk. Organizacja dysponuje relacjami świadków, którzy opowiadali, że gruzińskie domy były systematycznie ostrzeliwane przez rosyjskie czołgi.
Zarazem jednak Human Rights Watch podała, że Gruzja przyznała się do użycia bomb kasetowych M85. Zostały zastosowane w okolicach strategicznie ważnego tunelu Roki, łączącego Osetię Północną (czyli Rosję) i Osetię Południową. Zdaniem obrońców praw człowieka, bomby kasetowe zostały też użyte przez Rosjan, ale Moskwa stanowczo odrzuca te oskarżenia.