Rok 2008 przejdzie do historii Niemiec jako najważniejsza data po zjednoczeniu kraju – ogłosił w sobotę Steinmeier, kandydat na kanclerza z ramienia SPD w przyszłorocznych wyborach do Bundestagu. Miał na myśli renesans SPD, który, jak twierdzi, właśnie się rozpoczął.
Na sobotnim zjeździe partii jego kandydaturę poparło 95 proc. delegatów, którzy widzą go już w roli przyszłego szefa rządu. Nowym szefem SPD został Franz Müntefering – obok Steinmeiera jeden z najbliższych współpracowników kanclerza Gerharda Schrödera, który już trzy lata temu zasłynął jako gorliwy krytyk gospodarczego neoliberalizmu.Kandydat na kanclerza przemawiał półtorej godziny, a potem siedem minut słuchał oklasków partyjnych towarzyszy. Obiecał im złote góry po wygranych wyborach i „nowy początek”. Nie pozostawił też suchej nitki na „młodych chłopakach z seminariów menedżerskich”, którzy uważali się za „władców wszechświata”, a doprowadzili światowy system finansowy do katastrofy.
Nie wiadomo, jak zamierza pokonać kanclerz Angelę Merkel i kierowane przez nią CDU, zwłaszcza że szefa MSZ popiera co czwarty wyborca, a szefową rządu prawie połowa ankietowanych wyborców.
Partyjni towarzysze Steinmeiera liczą jednak na to, że w dobie kryzysu finansowego i recesji gospodarczej SPD rozwinie skrzydła i zdoła w 2009 r. utworzyć rząd z ugrupowaniem Zielonych oraz – być może – z liberałami z FDP. Na taką koalicję liczy też Merkel, gdyby miało się okazać, że CDU/CSU nie uzyska większości wraz z FDP. – Wiele wskazuje na to, że partnerzy obecnej koalicji będą musieli w niej pozostać – tłumaczy „Rz” Gerd Langguth, biograf Angeli Merkel. Zarówno CDU/CSU jak i SPD mają już jednak dość wymuszonego przez wyborców mariażu i czynią wszystko, by za rok doszło do rozwodu.